Utopia, która się wydarzyła

Utopia, która się wydarzyła

Internet miał dać nam wolność komunikacji, w przestrzeni pozbawionej kontroli państw i korporacji. Miał przełamać monopole medialne, przekraczać granice krajów, wzmacniać demokrację i zaprowadzić pokój na świecie. Jeszcze kilkanaście lat temu zachwyty nad potencjałem internetu wypełniały łamy gazet, wypowiedzi ekspertów i przemówienia polityków.

Dziś wiemy już, że byliśmy naiwni – internet nie położył kresu korporacjom, tylko wyniósł na szczyt nowe, których skala kontroli nad naszym życiem jest bezprecedensowa. Demokracja pod wieloma względami ma się gorzej niż kiedykolwiek – a jak wynika z afer takich jak Cambridge Analytica cyfrowi giganci bynajmniej jej nie pomagają. Całe współczesne życie społeczno-polityczne toczy się na jednej z kilku prywatnych internetowych agor – bo taką rolę pełnią dziś Facebook czy Twitter. Zakupy robimy na jednym z kilku prywatnych placów targowych – takich jak Amazon czy Alibaba. Żyjemy w czasach, które Shoshana Zuboff nazwała kapitalizmem nadzoru, poddawani nieustannej inwigilacji o takiej skali, która była nie do pomyślenia w najgorszych totalitaryzmach XX wieku.

Są jednak wyłomy w tej ponurej wizji, które pokazują nam, że internet może wyglądać inaczej i służyć innym celom niż maksymalizacja zysku kilku globalnych korporacji. Dowodem na to, że sieć może wyglądać inaczej jest siódma najczęściej odwiedzana strona internetowa na świecie[1] – Wikipedia. Wikipedia jest zaprzeczeniem wszystkiego, co zdominowało internet w ostatnich dekadach – pogoni za zyskiem, reklam, dezinformacji, clickbaitów. To jedna z tych rzeczy, która nigdy nie uważalibyśmy, że jest możliwa, gdyby nie fakt, że istnieje – i ma się bardzo dobrze.

Zarządzana przez fundację, na której za darmo, anonimowo, od dwudziestu lat, setki tysięcy osób współtworzą najlepszą i największą encyklopedię w historii ludzkości. Dostępną bez opłat, bez reklam, prowadzoną nie dla zysku. Jakby tego było mało, wszystko to zorganizowane jest w niehierarchiczny sposób, a podstawową metodą dochodzenia do zgody jest konsensus. W taki przedziwny sposób powstaje najlepsza encyklopedia w historii ludzkości – jak wynika[2] z[3] badań[4], od dawna dorównująca jakością tradycyjnym encyklopediom.

Być może właśnie dlatego, że sposób działania Wikipedii brzmi tak niewiarygodnie, od samego początku mało kto wierzył, że ten projekt może się udać. Sam Larry Sanger – współzałożyciel, który rozstał się z Wikipedią w 2002 roku, krytykował ideę tworzenia encyklopedii w oparciu o anonimowe edycje. Eric Goldman, profesor nauk prawnych z Santa Clara University w 2005 roku wieszczył, że „Wikipedia upadnie za pięć lat”[5], a rok później podtrzymywał swoje przewidywania[6]. pisząc, że upadnie za cztery lata. Goldman przedstawiał zasadne argumenty – pisał o spadającej liczbie edytorów czy potencjalnym zalewie marketingowych edycji, które zakończą bezstronność projektu, błędnie zakładał jednak, że są to problemy, których nie uda się przezwyciężyć.

Tak naprawdę tym, co przebrzmiewa w krytyce, której poddawana była Wikipedia od samego momentu jej powstania, było przekonanie, że żaden serwis nie jest w stanie funkcjonować na dłuższą metę w taki przedziwny, półanarchistyczny sposób, który przypomina bardziej komunę niż korporację. Że ludzie nie robią rzeczy za darmo i anonimowo, nie współpracują sami z siebie dla dobra wspólnego – bo nie taka jest ich natura. Doskonale widać to w wypowiedziach Andrew Keena – brytyjsko-amerykańskiego przedsiębiorcy i autora książki Kult Amatora. Podczas debaty z Jimmym Walesem, założycielem Wikipedii, mówił wprost[7]: „Kto oddałby swoją pracę anonimowo i za darmo? Głąby albo przegrywy” i wskazywał proste rozwiązanie: „zmonetyzujcie stronę, odejdźcie od anonimowości, a krytycy tacy jak ja przestaną się was czepiać”

Krytycy się mylili i mamy na to dowody. Tak się składa, że w 2007 roku powstał projekt, który miał być Wikipedią z marzeń Andrew Keena. I nie mowa tu o niszowym startupie, któremu nie udało się przebić, a o projekcie stworzonym przez jedną z największych globalnych korporacji. 13 grudnia 2007 roku Google ogłosił powstanie serwisu Knol.

Autorstwa Justin D. Harris, MD, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=97726976Knol, od słowa knowledge (wiedza), miał być alternatywą dla Wikipedii – użyto nawet takiego samego układu strony i tych samych krojów pisma. Serwis miał składać się z pojedynczych artykułów, zwanych knolami – pisanymi małą literą, które w narracji Google’a miały być podstawową jednostką wiedzy. Każdy knol miał swojego autora, podpisanego imieniem i nazwiskiem, a istotnym elementem projektu było pełne uznanie praw autorskich. Między innymi z tego powodu, nie można było edytować artykułów innych użytkowników, a co najwyżej sugerować poprawki i zmiany. Co więcej, użytkownicy mieli mieć możliwość zarabiania na swoich artykułach – mogli umieszczać przy nich reklamy Google AdSense – a część z zysków, zależnych od liczby odwiedzin strony i kliknięć, miała przypadać autorom. Wszystko to miało sprawić, że autorzy będą konkurować pisząc coraz to lepsze artykuły, często na ten sam temat, a te najlepsze i najchętniej czytane, zarobią najwięcej na reklamach. Rynek miał wyłonić zwycięzców.

Nie wyszło. Okazało się, że użytkownicy nie chcą współpracować przy pisaniu artykułów, bo każdy należy do kogoś konkretnego. Przychody z reklam miały zapewnić jakość, a jedyne co zapewniły to clickbaity – chwytliwe tytuły, które miały zachęcić do kliknięcia i wygenerowania paru centów dla autora. Strona szybko straciła encyklopedyczny charakter, artykuły przestały być hasłami a zaczęły przypominać wpisy z blogów, a na pewnym etapie nawet serwisów ogłoszeniowych – Eric Schonfeld na łamach Techcrunch[8] przywoływał przykład knola, który był po prostu anonsem o sprzedaży głośników. 

Finał tej historii jest znany, bo prawdopodobnie nikt z czytających nigdy nie słyszał o Knolu. Jego krótką historię możemy dziś przeczytać na Wikipedii, a nie odwrotnie. W 2012 roku serwis został po cichu zamknięty i dziś mało kto pamięta, że kiedykolwiek istniał.

Najważniejsze jednak jest to, co wynika z tej historii dla naszej wyobraźni – da się z sukcesem, przez ponad dwadzieścia lat, tworzyć największą encyklopedię w historii ludzkości, w oparciu o dobrowolną, anonimową pracę, zorganizowaną w pół-anarchistyczny sposób. I nie da się tego samego zrobić w oparciu o motywacje komercyjne – nawet mając takie środki jak Google.

Rozwiązania palących problemów społecznych i politycznych leżą poza rynkiem – w podmiotach ekonomii społecznej, spółdzielniach czy kolektywach, których cele wykraczają poza maksymalizację zysku. Jeżeli możliwe jest tworzenie w taki sposób encyklopedii, to czy nie bylibyśmy w stanie w podobnym modelu zarządzać portalem społecznościowym, bez konieczności karmienia globalnej korporacji naszymi danymi i pieniędzmi? Oraz – ile inicjatyw nigdy nie ujrzało światła dziennego tylko dlatego, że przyjmowaliśmy błędne założenia dotyczące natury ludzkiej? Co jeszcze moglibyśmy stworzyć współpracą, bez pieniędzy i struktur władzy, czego nie da się osiągnąć w oparciu o mechanizmy rynkowe?

Hubert Walczyński

 

* * *

Jeżeli interesujesz się ekonomią społeczną i tym, jak mogą wyglądać inicjatywy nakierowane na dobro wspólne, a nie krótkoterminowy zysk, zachęcamy do zapoznania się z finalistami konkursu Przedsiębiorstwo Społeczne Roku im. Jacka Kuronia.

 

[1] https://www.similarweb.com/top-websites/

[2] https://www.nature.com/articles/438900a

[3] https://ascopubs.org/doi/abs/10.1200/jco.2010.28.15_suppl.6058

[4] https://doi.org/10.1017/S003329171100287X

[5] https://blog.ericgoldman.org/archives/2005/12/wikipedia_will.htm

[6] https://blog.ericgoldman.org/archives/2006/12/wikipedia_will_1.htm

[7] Zapis debaty wygaśnięty; nie jestem w stanie dotrzeć do oryginału nagrania (https://www.learnoutloud.com/Free-Audio-Video/Technology/Internet/Jimmy-Wales-and-Andrew-Keen-Debate-Web-20/26608), cytuję fragmenty za https://www.aljazeera.com/features/2011/1/15/look-it-up-wikipedia-turns-10

[8] https://techcrunch.com/2009/08/11/poor-google-knol-has-gone-from-a-wikipedia-killer-to-a-craigslist-wannabe/

KOMENTUJ: