Błogosławiona wszędobylskość

Błogosławiona wszędobylskość

– On nie był przebojowy. Nie zabiegał o atencje, choć zawsze tam, gdzie się znalazł miał grono słuchaczy. Był ciepły, ale jednocześnie twardy. Henia nie dało się po prostu gdzieś przestawić. Zawsze był tam, gdzie chciał być – przyjaciele i współpracownicy wspominają Henryka Wujca.

– Na szkolenie do Kijowa Henio pojechał z nami w roli wykładowcy. Do wyprawy dołączyła też młoda wolontariuszka, studentka z USA. Po całym dniu pracy spacerowaliśmy po mieście, szukając wytchnienia. Padł szalony pomysł, żeby popływać w Dnieprze. My zbieraliśmy się do kąpieli, jak rasowe mieszczuchy – bez pośpiechu, i bez entuzjazmu. Za to Heniek w jednej chwili zdjął majtki, i z rozbiegu wskoczył do wody. Studentka krzyknęła – widziałam gołą dupę Wujca! I takie było jej wspomnienie z wyjazdu – Krzysztof Herbst, socjolog, współzałożyciel Fundację Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych FISE wspomina wyjazd w ramach projektu Akademia Rozwoju Lokalnego dla średnich i małych miast na Ukrainie.

Ojciec – założyciel

Przy powstaniu FISE w 1990 roku, Henryka Wujca nie było.  -Był czynnym politykiem, ale szybko dołączył do Rady, został jej przewodniczącym i angażował się w nasze sprawy aż do końca – kwituje Herbst. I wraca do przeszłości – teraz organizacje pozarządowe przypominają projekt biznesowe, organizowane na sposób korporacyjny. Niema w tym nic złego, po prostu taki jest znak czasu. Ale gdy zakładaliśmy FISE ruchy obywatelskie opierały się przede wszystkim na kapitale społecznym, relacjach międzyludzkich i przyjaźniach. W FISE wszyscy wszystkich znali i szanowali, zjedliśmy ze sobą beczkę soli. Wdrażaliśmy pomysły nie na podstawie tabeli wyliczeń w Excelu, ale w oparciu o wzajemne zaufaniu. Heniek został członkiem Rady FISE nie dlatego, że był potrzebny z punktu pragmatycznego, ale dlatego, że tworzył klimat przyjaźni i zaufania. Był dla nas autorytetem, słuchało się jego przemyśleń niczym mądrości ks. Twardowskiego.

Henryk Wujec, ojciec-założyciel demokratycznej III RP, działacz opozycji demokratycznej i „Solidarności”, członek Komitetu Obrony Robotników, poseł i doradca prezydenta Komorowskiego, był także, a może przede wszystkim działaczem, społecznikiem, lokalsem. Nigdy nie maskował swojego pochodzenia, wiejskich i rolniczych korzeni. Nie było roku, kiedy nie angażował się w działania lokalne w rodzinnym Biłgoraju. A przecież równolegle tworzył wielką politykę, był też kandydatem na naukowca, obracał się w kręgach polityków, profesorów, architektów. – Henryk z jednej strony myślał analitycznie, z drugiej był wielkim romantykiem, co jak sądzę, wynikało z chrześcijańskich wartości, jakie wyznawał. A więc siła sprawcza Henia nie polegała na technicznych, wyuczonych kompetencjach, ale na głębokiej sile moralnej – wspomina Herbst.

Wzajemne, społeczne, solidarne

–  Był empatycznym zanim to słowo stało się modne – wspomina Wujca Nethalie Bolgert, francuska i polska działaczka, organizatorka ruchu Banków Żywności w Polsce, członkini Rady FISE. I to nie jest głos odosobniony – „ciepły”, „prawy”, „prawdomówny”, „dzielny” – tak po śmierci wspominali go bliscy i współpracownicy. – Nie ma w tym cienia fałszywej nuty. To nie są tylko słowa, które wypada mówić o zmarłym. Wujec zawsze był pełen uwagi dla drugiego człowieka. Podczas rozmowy patrzył w oczy i odchylał głowę w charakterystyczny sposób, co świadczyło o koncentracji na słowach rozmówcy. Nigdy na nikogo nie patrzył z góry – wspomina Bolgert. Wujca poznała 30 lat temu, gdy  przyjechała do Polski. Razem tworzyli rodzinę FISE, BISE i TISE, choć wtedy pojęcie społeczno–ekonomiczne nie miało sztywnej definicji. – Próbowaliśmy działać tak, żeby zasoby finansowe nie były marnotrawione, jak to miało miejsce w systemie komunistycznym. Ale wartością dodaną miała być jakość społeczna, oparta na relacjach, ludziach i otoczeniu. FISE to trudna mieszanka twardego biznesu i charytatywnej działalności. A Wujec czuł to intuicyjnie, odnajdywał się w tej idei, bo to były jego głębokie przekonania. Doskonale potrafił wywarzyć złoty środek, naturalnie balansował między zbyt brutalnym podejściem biznesowym i zbyt naiwną skłonnością do filantropii – ocenia Bolgert.

Szczególnie bliski mu był projekt tworzenia TUWów czyli Towarzystw Ubezpieczeń Wzajemnych. To taki model, który zakłada, że grupa osób ubezpiecza się wzajemnie, ale nie po to, aby odnieść zysk, tak jak to działa w tradycyjnych ubezpieczeniach, ale po to, żeby starczyło środków w razie wypadku bądź niekorzystnego zrządzenia losu. W takim modelu, gdy każdy z grupy wie, że jest współodpowiedzialny, nikt nie chce narazić grupy na straty, więc jest bardziej uważny na siebie oraz troszczy się o drugiego. – Heniek bardzo dobrze czuł tę ideę. Dla niego słowa wzajemne, społeczne i solidarne znaczyły niemal to samo, używał ich wymiennie. Do tego doskonale umiał kalkulować i obliczać, na przykład prawdopodobieństwo jakiegoś zdarzenia lub bankructwa, co w tym przypadku było szalenie cenne i pomocne – tłumaczy Bolgert. 

Paradoks bliźniąt

Odzwierciedleniem różnorodności zainteresowań Wujca i mnogości wielorakich działań, w jakie się angażował, była jego wielka płócienna torba, albo reklamówka, z którą właściwie się nie rozstawał. Z pozoru panował w niej chaos, ale w praktyce miał tam cały swój potrzebny świat. Nie tylko dla Bolgert torba stała się jego znakiem rozpoznawczym. – Gdy ktoś potrzebował gumki recepturki, nożyczek albo zapalniczki – Wujec wyjmował je ze swojej przepastnej torby. Ale gdy dyskutowaliśmy o najnowszym projekcie procedowanej w sejmie ustawy, Wujec też ją wyjmował z torby – opowiada społeczniczka. I dodaje – gdy pracował w kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego, gdzie zajmował się sprawami społecznymi, dostał tablet. Niby nic, ale wtedy taki sprzęt nobilitował. Wujec błyskawicznie nauczył się z niego korzystać. Uczył nas, młodszych korzystania z nowych technologii.

Bo Henryk Wujec był bardzo praktyczny. Umiał majsterkować, naprawić samochód, a przecież z wykształcenia był fizykiem. I o tej fizyce mówił w sposób ciekawy i zrozumiały. Tłumaczył innym otaczający świat – od prostych prawidłowości –  dlaczego coś stoi, wisi, albo się nie przewraca, aż po skomplikowane naukowe zagadnienia. na przykładzie paradoksu bliźniąt, wytłumaczył mi teorię względności.  

– Raz na przykładzie paradoksu bliźniąt, wytłumaczył mi teorię względności. W skrócie chodzi o rozważania, że jeśli jednego bliźniaka wystrzelimy w kosmos, a drugi zostanie na ziemi, to ostatecznie który będzie młodszy. Wtedy jeszcze żył Lech Kaczyński, i w opowieści Wujca nie trudno było odczytać aluzji i ironii do sławnych bliźniaków zasiadających w rządzie. W błyskotliwy i zabawny sposób porównywał charaktery i temperamenty braci, a co najważniejsze – nie pomylił się w swojej ocenie – wspomina Bolgert. Bo Wujec nigdy o nikim nie mówił źle, nie hejtował. Za to był mistrzem dobrze opowiedzianych anegdot i wyszukanego dowcipu.

Kawiarniane dyskusje

– Poznaliśmy się podczas cyklicznych pozarządowych kawiarenek. Rozmawialiśmy o tym, czy marzenia ulegają przedawnieniu – mówi Piotr Frączak, były prezes Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych.  I wspomina, jak razem z Wujcem pracowali nad ustawą o stowarzyszeniach.  

– Senatorowie chcieli zmian w ustawie o stowarzyszeniach. Chciano zamienić ją na ustawę o zrzeszeniach, która teoretycznie miała rozszerzyć prawo do zrzeszania dla osób prawnych.  Jako organizacje pozarządowe sprzeciwiliśmy się temu projektowi. To było dla nas nie do przyjęcia, w jednej chwili wieloletni dorobek stowarzyszeń, bez konsultacji mógł zostać wrzucony do kosza – opisuje Frączak. postanowiliśmy przejąć inicjatywę. Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych przygotowała założenia do oczekiwanej przez organizacje ustawy a dzięki Henrykowi, jako doradcy Prezydenta Komorowskiego założenia te przyjęły formę propozycji nowelizacji ustawy. W Sejmie udało się, i to w dużej mierze dzięki Henrykowi, dosłownie w ostatniej chwili przegłosować te propozycje. Podpisał je już nowy prezydent Andrzej Duda – wspomina działacz.   Później ich znajomość zawodowa przyjęła formę przyjacielską.  

– Kontynuując ideę kawiarnianych dyskusji, powstał antyUniwersyetet. Naszym zdaniem brakowało przestrzeni dla ideowych dyskusji o wartościach, o tym czym jest społeczeństwo obywatelskie, obywatel, państwo. Henryk i Ludka byli gośćmi honorowymi. Autorytetami, którzy przekazywali wiedzę młodszym pokoleniom. Jedna opowieść szczególnie utkwiła Frączakowi w pamięci ze spotkania w Gliwicach. – Wujec pojechał tu kiedyś w sprawach Wolnych Związków Zawodowych. Natrafił na milicyjną obławę i musiał wskoczyć do glinianki, pełnej zimnej, brudnej wody. Śmiał się, że chemiczne zanieczyszczenie mogło go rozpuścić, ale ani drgnął. Szczęśliwie udało się przeczekać obławę, i z opresji wyszedł cało.  

Śliwki z czekoladą

– Wujców poznałam 42 lata temu. Byliśmy sąsiadami na warszawskich Stegnach – wspomina Teresa Ogrodzińska, działaczka społeczna i oświatowa, wice-prezeska Fundacji Rozwoju Dzieci im. Jana Amosa Komeńskiego. – Zaprzyjaźniliśmy się w stanie wojennym, bo godzina policyjna sprawiła, że wiedliśmy intensywne nocne życie towarzyskie. Henia internowano 13 grudnia, trafił „na  Białołękę, aresztowano – pod zarzutem próby obalenia ustroju PRL – we wrześniu 1982 r. przewieziono „na Rakowiecką”; Ludwisię internowano 14 grudnia.

Ja w grudniu włączyłam się do pracy w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom, który działał przy kościele św. Marcina – zajmowaliśmy się wspieraniem więźniów i internowanych. Ludkę wypuszczono z Gołdapi w marcu 1982, dołączyła do naszego zespołu PrymKomPom-u (tak pieszczotliwie nazywaliśmy Komitet)

Z tamtego okresu pamiętam paczki, które z Ludką robiłyśmy Heniowi do więzienia – nie wolno było wysyłać towarów luksusowych: herbaty, czarnej kawy, czekolady… Radziłyśmy sobie bardzo kreatywnie: czarną herbatę wkładałyśmy do pudełeczka z miętą – a na  wierzch – kilka torebek miętowych, żeby zapach herbaty się nie przebił; do środka „nie luksusowych” suszonych śliwek wkładałyśmy kawałki czekolady. Majstersztykiem były popularne wówczas keksy – w wydaniu Ludki składały się właściwie z samych zakazanych bakalii: orzechów, rodzynek, migdałów. Zdarzało się, że zanosiłam Heniowi te paczki na Rakowiecką – do dziś pamiętam to upokarzające uczucie – czy więzienny urzędnik jest w dobrym nastroju, przyjmie całą paczkę, czy też coś wyrzuci, żeby pokazać, jaki jest ważny…

W 1989 r. Henryk został Sekretarzem Ogólnopolskiego Biura Wyborczego  Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” i na kilka lat, moim szefem.  zaprosił mnie do zespołu ogarniającego pracę sekretariatu. Tam poznałam Henia jako niepoprawnego pracoholika i wspaniałego organizatora – od niego nauczyłam się pracować po 12 godzin na dobę. Oczywiście nie zmuszał nas do takiej pracy, uczył nas – jak to dziś mówią psychologowie – przez „modelowanie”. Krzątał się niestrudzenie, nie mieliśmy serca zostawić go samego.

Relacje partnerskie

– On nie był przebojowy. Nie zabiegał o atencje, choć zawsze tam, gdzie się znalazł miał grono słuchaczy. Był ciepły, ale jednocześnie twardy. Henia nie dało się po prostu gdzieś przestawić. Zawsze był tam, gdzie chciał być – wspomina Krzysztof Herbst.

– Nigdy nie był zanadto bogaty, ale zawsze był gotowy podzielić się pieniędzmi. Pieniądze traktował jak narzędzie potrzebne do realizacji celów. Odkładanie, chomikowanie, zbieranie na wielki wydatek – to nie było w jego naturze – mówi Nathalie Bolgart. I wspomina małżeństwo Wujców. – Byli z Ludką nierozłączni. Ale to nie był taki model małżeństwa, że żona przez lata jest sekretarką męża pracującego na świeczniku, a w dodatku gospodynią i panią domu. Oni żyli w relacjach partnerskich, co nie było zbyt częste w czasach komunizmu. Heniek zawsze był gotowy posprzątać, zrobić kanapkę, czy zająć się synem.

– Po zwycięstwie wyborczym przenieśliśmy się do Sejmu – Henryk został Sekretarzem Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego “Solidarność” (OKP) a ja Jego asystentką. Tu odkrywałam kolejne twarze Henia, chyba najbardziej imponowały mi Jego asertywno-empatyczne negocjacje ze zróżnicowaną światopoglądowo „drużyną Wałęsy” – wspomia Ogrodzińska.

Długo nie wiedziałam, że Henryk pisze wiersze – na pierwszy natrafiłam przypadkiem. W Gazecie Wyborczej przeczytałam przejmujący ”Bełżec ‘42”, podpisany inicjałami  h.w. , zapytałam Ludkę, potwierdziła, że to Jego wiersz…

O tym, że od 11 lat Henryk pisze felietony do Kwartalnika Biłgorajskiego TANEW dowiedziała się dopiero w lipcu 2019 roku. – Przesłał mi je z pytaniem „czy może warto je wydać?” Przeczytałam – zachwycona – jednym tchem, odkrywając kolejne twarze Henia: czułego obserwatora, poszukującego myśliciela, urodzonego gawędziarza.

Ten zbiór felietonów to poradnik jak żyć, przewodnik po Polsce i świecie, recenzje książek i podręcznik do współczesnej historii, bo wiele tam wspomnień o Solidarności, Radomiu 80, KOR-ze, Okrągłym Stole… Jestem przekonana, że pisał felietony przez tyle lat tylko dlatego, że Tanew wychodzi w  jego rodzinnych stronach. Wiedział, że ludzie czekają na jego teksty, a on nie mógł przecież ich zawieść – opowiada Ogrodzińska.

Dlatego, jeszcze w porozumieniu z Henrykiem i Ludką, postanowiła wydać teksty w formie książki. Właśnie trwa zbiórka pieniędzy potrzebnych na wydanie zbioru felietonów i wierszy na stronie zrzutka.pl https://zrzutka.pl/j6jr48 Książka ukaże się na wiosnę przyszłego roku.  

Teresa Ogrodzińska dzieli się jeszcze jednym „odkryciem” – po śmierci Henryka Ludka zajęła się porządkowaniem Jego archiwum – znalazła tam laurkę, w której dziękowano Heniowi za „błogosławione wszędobylstwo”. To zdanie dobrze podsumowuje jego życie.

Brzoza dla pamięci  

– Na ostatnią radę FISE Henryk nie przyjechał. Chyba pierwszy raz w ciągu ostatnich 30 lat – rozmyśla Nathalie Bolgert.

Po raz ostatni ona i wielu przyjaciół – społeczników widziało go na obchodach czwartego czerwca. – Już wszyscy wiedzieliśmy o chorobie, znaliśmy ryzyko. Na uroczystości Heniek stał, choć mógł siedzieć na przygotowanym krześle, uśmiechał się. Był dzielny do końca, ale ci, którzy go dobrze znali widzieli, że choroba bierze nad nim górę.

– Czy jest mi smutno po śmierci Henia? O dziwo niespecjalnie. A właściwie raczej nie przede wszystkim smutno.  Dał nam tak dużo energii, radości i nadziei że każde wspomnienie o Heńku wywołuje szeroki uśmiech, a nie smutek – dodaje.

„Jeśli koło Ciebie sadzą drzewa – zasadź też swoje” – to słowa Henryka Wujca – wspomina na face booku Jacek Sutryk, prezydent miasta Wrocławia. – Henio był też dobrym chłopem z polskiej ziemi i prawdziwym miłośnikiem przyrody, też drzew. Właśnie dlatego sadzimy z myślą o nim drzewo – żywy pomnik. To kolejne #DrzewoPamięci w naszym mieście. Prawdziwej mądrości, mocy oddziaływania, miłości, czułości i wrażliwości na innych nie da rady wyrazić w martwych spiżowych i kamiennych pomnikach. Heniowi spodobałaby się pewnie ta prosta brzoza – odmiana pożyteczna (po łacinie Betula utilis). Potrzebujemy takich ludzi jak on i drzew, jako żywych symboli, też wspierających nas w zmianach … – pisał gospodarz Wrocławia. Drzewo w grudniu zostało posadzone na Skwerze im. Henryka Wujca. 

Mówię, co myślę

– Jego głębokiemu zaangażowaniu w ludzkie sprawy nigdy nie towarzyszyła zła emocja, jakaś chęć zemsty, nienawiść czy dążenie do upokorzenia kogoś. Wręcz przeciwnie. Bo on tak traktował ludzi i tak traktował państwo. Chciał, aby obywatele nie walczyli ze sobą, ale aby sobie pomagali. Wierzył, że państwo może być dla wszystkich bez względu na to, kim są i skąd pochodzą – takimi słowami pożegnał Henryka Wujca Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar podczas pogrzebu, 24 sierpnia tego roku, w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

We wspomnieniach opowiedział o wspólnej wizycie w II LO w Zamościu, gdzie Wujec odtwarzał młodzieży początki swojej działalności w KORze. -Zorganizowaliśmy się więc, stworzyliśmy grupę ludzi, którzy postanowili obserwować sytuację i reagować na krzywdę. Kierowaliśmy się dwoma prostymi zasadami – „Mówię, co myślę” i „Działam pod nazwiskiem”. Ale my całego świata nie zmienimy, teraz to wy musicie się tym zająć.


Felieton Henryka Wujca wydany w Biłgorajskim kwartalniku „Tanwa”

„KAŻDY JEST POLITYKIEM” Henryk Wujec. Lato 2020

„Uważam, że politykiem jest każdy z nas, zgodnie z powiedzeniem, że jeśli się nie zajmiesz polityką, to polityka zajmie się tobą. Teraz nasz los od nas zależy, nie od Moskwy, nie od obcej władzy, tylko od nas. Nie powiedziałbym też, że to co obecnie dzieje się w polityce, to jest jedynie zepsucie obyczajów, że ta polityka jest tylko przykładem zgorszenia. Tak nie można powiedzieć, bo jeżeli człowiek jest osobą dorosłą, to jest odpowiedzialny za siebie, za swoją rodzinę, za swoje miasteczko. Ma poczucie, że na jego kwalifikacje złożyli się inni ciężką pracą. Wobec tego jeśli ma poczucie moralne, to powinien też służyć pomocą i odwdzięczyć się innym.

Jeśli ktoś chce działać publicznie, powinien mieć postawę służby. Nie po to idzie się do polityki, żeby osiągnąć „stołek” tylko służyć, a przy okazji, jeżeli ludzie dojdą do wniosku, że on to robi dobrze, to i ten „stołek” mu dadzą. Polityk, który myśli inaczej, przegrywa całą swoją grę. Jego cel to odpowiedzialność za przyszłość świata, kraju, czy miasta. Każdy odpowiedzialny człowiek powinien tak myśleć. Jeśli gdzieś jest korupcja, to trzeba to zmienić i ukrócić np.: napisać artykuł do gazety, podczas wyborów samorządowych wybrać osobę wiarygodną. Nie taką, która w wielkich słowach opowiada jedno, a robi co innego.

Ważne są działania i czyny, a nie słowa. Polityka jest niesamowicie ważna. To odpowiedzialne działanie każdego dorosłego człowieka, który myśli o przyszłości kraju i swojego otoczenia, swojej rodziny, dzieci, które zechcą żyć w tym kraju.

Tak myślałem 25 lat temu i to się sprawdziło. Z tego punkt widzenia każdy jest politykiem, nawet jeśli udaje, że to jego nie dotyczy, nawet jeśli w czambuł potępia tych polityków. Jeśli nie idzie do wyborów, to też jest politykiem, bo pozwala innym decydować za siebie. To wymaga czasu, wiedzy, ale ja uważam, że po to człowiek jest na ziemi, żeby ją kształtować. Nawet w Biblii Pan Bóg nakazał to człowiekowi”

Agata Jankowska – redaktorka prowadząca portal Ekonomiaspoleczna.pl. Dziennikarka specjalizująca się  w tekstach o tematyce społecznej. Wieloletnia autorka tygodnika Wprost, wcześniej związana z Przekrojem, publikowała również w Wysokich Obcasach oraz Elle. 

KOMENTUJ: