Zazdrość – grzech biznesu

Zazdrość – grzech biznesu

Przedsiębiorstwa społeczne spełniają warunek łączenia celów społecznych i ekonomicznych, ale głęboko wierzę, że nie jest to jedyna droga do tworzenia dobrego biznesu. W klasycznym przedsiębiorstwie można wypracować takie narzędzia, które pozwolą zbudować strategię spójnie łączącą kwestie biznesowe, pracownicze, społeczne i środowiskowe. Na pytania Agaty Jankowskiej odpowiada Magdalena Mitraszewska, która w Spółdzielni ANG prowadzi projekt Nienieodpowiedzialni oraz pełni funkcję Koordynatora ds. Zrównoważonego Rozwoju i Fotowoltaiki. Zajmuje się zagadnieniami związanymi z odpowiedzialnością biznesu zarówno w obszarze społecznym, jak i środowiskowym.

Jutro zaczyna się coroczna konferencja w ramach projektu Nienieodpowiedzialni, który od lat organizuje Spółdzielnia ANG. Jaki tym razem będzie temat wiodący?

W tym roku tematem naszych spotkań będzie zazdrość w biznesie i życiu społecznym. Czy zazdrość przywodzi nas do zguby i niszczy relacje między ludźmi? Czy wzmacnia pogłębianie się nierówności i polaryzacji? Czy pandemia spotęguje te procesy, czy może stanie się punktem zwrotnym w działaniach zmierzających w stronę sprawiedliwszego świata? Czy będziemy potrafili powściągnąć nasze ambicje w biznesie i w życiu upływającym pod nieustanną presją „więcej, szybciej, łatwiej, lepiej”? Te tematy podejmiemy podczas cyklu spotkań z naukowcami, ekonomistami i filozofami. Tegoroczna konferencja będzie wyjątkowa. Przede wszystkim pierwszy raz nie odbędzie się na żywo, ale w wersji on-line. Mieliśmy nadzieję, że przynajmniej debata oksfordzka odbędzie się w Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin” w obecności publiczności, ale wobec rosnącej skali zarażeń COVID-19 nie chcemy ryzykować. Są przecież rzeczy ważne i ważniejsze. Na szczęście istnieją narzędzia, które pozwalają na sprawne przeprowadzenie prelekcji i debaty w sieci, mamy więc nadzieję, że uda nam się choć w części stworzyć atmosferę i zachęcić uczestników oraz widzów do czynnego uczestnictwa. Z drugiej strony być może taka forma konferencji ułatwiła niektórym gościom udział w naszym spotkaniu. Swoją obecność potwierdził gość specjalny – czeski ekonomista Tomáš Sedlaček, który połączy się z nami z Uniwersytetu w Pradze. Jak wiadomo, lubi on wiązać filozofię z ekonomią, dlatego tym razem spróbuje odpowiedzieć na pytanie: „Na czym polega zazdrość?”. Czy na tym, że chcemy mieć to, co komuś innemu udało się zdobyć, czy może raczej chcemy, żeby ten ktoś tego nie miał i żeby wiodło mu się gorzej niż nam?

Tematy waszych spotkań nie są przypadkowe. Możesz wyjaśnić, jaka jest ich idea?

Sześć lat temu założyliśmy, że co roku będziemy omawiać jeden z siedmiu grzechów głównych, które są podstawową klasyfikacją ludzkich wad i słabości. W przyszłym roku omówimy nieczystość – ostatni grzech, który nam został.

Biznes i modlitwa – osobliwe połączenie.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że grzechy i biznes nie mają ze sobą nic wspólnego, ale w praktyce jest dokładnie odwrotnie. Biznes przecież jest obecny w naszym codziennym, społecznym życiu. To nie tylko liczby. Biznes tworzą ludzie tacy jak my. To oni podejmują decyzje, a my chcemy, żeby były one przemyślane i odpowiedzialne. Nasz projekt ma charakter filozoficzno-biznesowy, bo uważamy, że w ogólnie pojmowanym biznesie brakuje głębszej refleksji nad konsekwencjami działań i społeczną odpowiedzialnością. Tego rodzaju projektów jest mało, a mam wrażenie, że są one bardzo potrzebne, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy gonimy w pośpiechu, nie zawsze zastanawiając się, za czym i po co. Chcemy wywołać refleksję, zmienić postrzeganie praw rządzących biznesem i zainspirować ludzi. Gdy pierwszy raz zaczęliśmy omawiać listę grzechów od chciwości począwszy, byliśmy bardziej zanurzeni w branży finansowej. A że chciwość stereotypowo kojarzy się z finansami, w tym przypadku nie mieliśmy kłopotu z interpretacją. Z czasem okazało się, że właściwie każdy grzech jest mniej lub bardziej powiązany z biznesem. Wystarczy odpowiednio na to spojrzeć.

Możesz podać przykład?

W tym roku zazdrość wiążemy z ambicjami, rewaloryzacją, nierównościami społecznymi, polaryzacją i klasowością. To przecież aktualne bolączki naszych czasów. Gdy kilka lat temu przyszło do omówienia grzechu nieumiarkowania w jedzeniu i piciu, początkowo głowiliśmy się, jak to ugryźć, bo wydawało się, że ten temat w obecnych czasach jest pewną abstrakcją. Ostatecznie zinterpretowaliśmy go jako szeroko pojętą zachłanność. Wówczas wśród panelistów znalazł się ksiądz Adam Boniecki. Swoje fantastyczne wystąpienie zaczął od tego, że nie jest dietetykiem, więc o jedzeniu ani piciu mówić nie będzie. Opowiadał za to o współczesnej zachłanności, o szaleńczym dążeniu do tego, żeby mieć więcej, więcej i jeszcze więcej. I nawet wtedy, kiedy już brakuje nam tchu, ostatkiem sił gonimy, żeby za wszelką cenę jeszcze coś zyskać. Właśnie z pomocą takich myślicieli chcemy zmieniać współczesne podejście do przedsiębiorczości. W biznesie przecież nie chodzi tylko o zysk, lecz także o decyzje, które mają szeroki wpływ na nasz codzienny świat. Tak samo jak w pracy ważna jest nie tylko pensja, lecz także relacje, atmosfera, zaangażowanie i czas.

Skoro mówimy o pracy, jednym z waszych celów jest poszukiwanie wyjątkowego biznesu. Co to znaczy?

Branża finansowa i biznes jako całość powinny służyć ludziom i budowaniu wspólnego dobra. Wyjątkowy biznes to taki, który w jednej spójnej koncepcji na równi stawia cele komercyjne i społeczne. To nie jest tak, że nagle wszyscy mają porzucić chęć zarobku. Jednak równie ważna powinna być przemyślana koncepcja i głęboka świadomość tego, jak nasze decyzje wpływają na ludzi, środowisko i świat wokół.

Takie wartości promuje idea ekonomii społecznej.

Z takiego sposobu pojmowania odpowiedzialności wzięła się idea naszej spółdzielni. Współdecydujemy i jesteśmy za wszystkie decyzje współodpowiedzialni. W ten sposób budujemy wspólne dobro. Problem w tym, że wciąż istnieją żywe stereotypy na temat ekonomii społecznej i przedsiębiorstw społecznych, co jest realną przeszkodą w promowaniu i rozwoju tego obszaru.

Co dokładnie masz na myśli?

Przedsiębiorstwa społeczne wciąż kojarzą się z drugą kategorią, niby profesjonalne, ale działające trochę gorzej. Wiele osób uważa, że PS-y trzeba wesprzeć, bo bez datków sobie nie poradzą. A powinniśmy o nich myśleć jak o pełnoprawnych przedsiębiorstwach. Jeśli organizujemy jakieś wydarzenie, nie bójmy się zamówić catering od spółdzielni socjalnej albo kawiarni społecznej, bo nie dość, że jest smacznie, profesjonalnie, to jeszcze pożytecznie. Ekonomia społeczna potrzebuje profesjonalizacji, bo my tu przecież robimy biznes. Oprócz zmiany myślenia społeczeństwa potrzebna jest też zmiana w sposobie działania samych przedsiębiorców. Mam wrażenie, że społecznikom wciąż nie wypada głośno powiedzieć, że chcą zarabiać duże pieniądze. Gdy prezes banku otwarcie, na forum publicznym ogłosi, że jego celem jest zysk i budowanie wartości dla akcjonariuszy, nawet jeśli nam się to nie podoba, uznajemy to za normalne, akceptowalne i zrozumiałe postępowanie. Tymczasem gdy społecznik powie głośno, że chce zysków, pojawią się wątpliwości co do szlachetności jego intencji i transparentności działań.

Tymczasem wygląda na to, że to właśnie przedsiębiorstwa społeczne są najbliżej waszej definicji wyjątkowego biznesu.

Nie tylko. Przedsiębiorstwa społeczne na pewno spełniają warunek łączenia celów społecznych i ekonomicznych, ale głęboko wierzę, że to nie jedyna droga do tworzenia dobrego biznesu. W klasycznym przedsiębiorstwie można wypracować takie narzędzia, które pozwolą zbudować strategię spójnie łączącą kwestie biznesowe, pracownicze, społeczne i środowiskowe. Nie chodzi o to, żeby do wiodącej strategii generowania zysków dołożyć kilka podrzędnych celów pożytku społecznego, a jak na razie wiele firm tak właśnie postrzega biznesową odpowiedzialność.

Czy myślisz o skompromitowanym CSR?

Każde narzędzie można wykorzystać na różne sposoby, CSR także. Ale prawdą jest, że sam skrót zaczyna się bardziej kojarzyć z PR-em i marketingiem niż z tym, co miał faktycznie oznaczać, czyli społeczną odpowiedzialność biznesu, z angielskiego Corporate Social Responsibility. Dlatego teraz coraz częściej firmy wolą mówić o zrównoważonym rozwoju, bo to hasło jeszcze nie nabrało negatywnych konotacji. Nie chodzi przecież o to, że pomalujemy psie budy albo posadzimy drzewka, wypromujemy taką akcję w mediach i tym samym poprawimy wizerunek marki. Fajnie, jeśli to wszystko się wydarzy, bo potrzebujemy nowych drzew, a psy potrzebują schronienia, ale takie działania nie mogą być doklejone do założeń firmy jak kwiatek do kożucha. CSR miał zmienić myślenie o biznesie i wywołać poczucie odpowiedzialności. To fundament, a akcje typu sprzątanie parku – jedynie dodatek. Niestety znane są przykłady firm, które chwalą się, szeroko prezentując kolorowe raporty społecznego zaangażowania, choć wszyscy wiedzą, że w ich wykonaniu to ściema, bo biznes, który prowadzą, jest chory i nastawiony na żyłowanie pracowników i wykorzystanie klientów. To nie przejdzie. Co z tego, że raz w miesiącu pracownicy zintegrują się w przyjemnej atmosferze podczas wspólnej pracy na rzecz potrzebujących, skoro na co dzień są mobbowani, a ich prawa są permanentnie łamane?

COVID-19 sprzyja nadużyciom i łamaniu praw pracowniczych. Jak w czasie pandemii prowadzić wyjątkowy biznes?

W mojej ocenie nawet w czasie pandemii podstawowe założenia pozostają niezmienne. Zmieniają się za to potrzeby. Jeśli firma nie stawia na zysk za wszelką cenę, ale wspiera swoich pracowników, w czasie pandemii może na przykład zagwarantować wszystkim dostęp do płatnych testów na obecność wirusa. Może umożliwić pracę zdalną tym pracownikom, którzy w obawie o zdrowie swoje i rodzin nie czują się komfortowo przychodząc do biura, a jeśli wszyscy pracownicy zgodzili się na czasowe obniżenie pensji, zapobiegając w ten sposób zwolnieniom, zarząd także powinien solidarnie obniżyć swoje wynagrodzenia. Pracodawca powinien wyjść naprzeciw aktualnym potrzebom, tymczasem mam wrażenie, że koronawirus nie tyle zmienił działanie biznesu, ile obnażył jego niedoskonałości. Niektóre firmy wykorzystały czas pandemii do działań, które w normalnych okolicznościach nie uszłyby im na sucho. Na przykład firma wcale nie ucierpiała wskutek lock downu, ale szef i tak zwolnił kilka osób, bo myślał o tym od dłuższego czasu, tylko brakowało mu pretekstu. Teraz może bezkarnie złożyć wszystko na karb pandemii. Z drugiej strony pracodawca musi dbać o przetrwanie biznesu i to także leży w interesie pracowników, bo jeśli firma upadnie, oni też zostaną bez pracy.

Czy odpowiedzialność za dobrze prosperujący biznes leży tylko po stronie pracodawcy?

Nie, sam pracodawca niewiele może zrobić, jeśli pracownicy nie chcą współpracować. Największą wartością, jaką pracownik może wnieść do zespołu, jest zaangażowanie w sprawy firmy, a co za tym idzie – lojalność. Pracownik powinien wiedzieć i czuć, że jest częścią całości. Branie udziału w spotkaniach czy walnych zgromadzeniach, zabieranie głosu, zgłaszanie własnych pomysłu – nie da się stworzyć dobrego planu i podejmować kluczowych decyzji bez włączenia pracownika w ten proces.

Problem w tym, że jeśli ktoś się raz sparzył w relacjach z szefem, w kolejnej pracy być może nie będzie miał odwagi i chęci, żeby się zaangażować.

Spójrzmy na młode osoby, które dopiero wchodzą na rynek pracy i nie mają doświadczenia ani wiedzy, jak ten rynek powinien wyglądać. Nie znają swoich praw, nie mają karty przetargowej w postaci doświadczenia i kompetencji, aby negocjować lepsze warunki. Jednemu się uda i od razu trafi do firmy, gdzie zostanie ciepło przyjęty, zaopiekowany i potraktowany z szacunkiem w myśl najlepszych prawnych i obyczajowych praktyk biznesu, ale inny trafi do stereotypowego korpo, gdzie promuje się wyzysk, zabija samodzielność i podsyca wyścig szczurów. Nie mam wątpliwości, że takie doświadczenia formują przyszłą postawę młodego pracownika. Niestety trudno ten problem rozwiązać. Moim zdaniem jedynym sposobem, żeby temu przeciwdziałać, jest tworzenie i wspieranie jak największej liczby miejsc, gdzie prawa pracownicze, kultura organizacyjna i dobre praktyki są codziennością. Myślę, że takie projekty jak Nienieodpowiedzialni i wasze, czyli Fundacji FISE i portalu Ekonomiaspołeczna.pl, służą właśnie temu, żeby zmieniać biznes na lepszy.

Agata Jankowska – redaktorka prowadząca portal Ekonomiaspoleczna.pl. Dziennikarka specjalizująca się  w tekstach o tematyce społecznej. Wieloletnia autorka tygodnika Wprost, wcześniej związana z Przekrojem, publikowała również w Wysokich Obcasach oraz Elle. 

KOMENTUJ: