Dłuższe dojazdy, dłuższe kolejki. Sądy pracy w Polsce

Dłuższe dojazdy, dłuższe kolejki. Sądy pracy w Polsce

Z Łukaszem Guzą, prawnikiem, dziennikarzem “Dziennik Gazeta Prawna”, absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, laureatem stypendium Prezesa Rady Ministrów Jerzego Buzka, organizatorem i prowadzącym debaty z zakresu prawa pracy między innymi na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach, autorem publikacji z zakresu prawa pracy, rozmawiał Łukasz Komuda, redaktor portalu Rynekpracy.org.

 Jaką rolę pełnią sądy pracy? Czy o rozstrzygnięcie sporów częściej wnoszą pracownicy, czy pracodawcy?

Zadaniem Sądów Pracy jest egzekwowanie uprawnień pracowników i pracodawców. Zatrudniający jest silniejszą stroną umowy o pracę, a więc zdecydowanie częściej do sądów zgłaszają się pracownicy.

Jak w ostatnich latach zmieniała się liczba sądów pracy i liczba orzekających w nich sędziów? Jak to wpłynęło na geograficzną dostępność do instytucji?

W ostatniej dekadzie resort sprawiedliwości likwidował sądy pracy w małych miejscowościach (czyli formalnie wydziały pracy sądów rejonowych). W 2011 roku zniknęły 74 sądy pracy, a w 2019 roku – kolejnych 10. Ich funkcję i dotychczasowe etaty sędziowskie przejęły jednostki z najbliższych, większych miejscowości. Likwidowane wydziały pracy najczęściej dysponowały niecałym etatem sędziowskim, więc za zmianą stała pewna racjonalność ekonomiczna. W efekcie taka reorganizacja wyraźnie utrudniła, szczególnie pracownikom, dochodzenie roszczeń. Teraz muszą liczyć się z dłuższymi dojazdami (nawet 70–80 km), a więc i wyższymi kosztami. Zdarzają się  sytuacje, gdy na przykład nie mają źródła zarobkowania, bo zostali zwolnieni z pracy, i właśnie to zwolnienie chcieliby zaskarżyć do sądu.

Ile trwa oczekiwanie na rozprawę w sądach pracy? Czy w ostatnich latach wydłużało się, czy skróciło?

W ostatnich latach średnia długość postępowania przed sądem pracy wydłużała się. Dla przykładu w 2012 roku trwało ono przeciętnie 6,3 miesiąca, a w 2017 roku rekordowy czas trwania to 9,5 miesiąca. W praktyce w dużych miastach czeka się około pół roku na pierwszą rozprawę, a całe postępowanie trwa około dwóch lat.

Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że spośród postępowań, które toczyły się w 2018 roku, 6 tys. trwało już od ponad roku, a 1 tys. – od ponad trzech lat. 33 sprawy, które trwały w 2018 roku, toczyły się już ponad osiem lat, i nie wiadomo, jak długo jeszcze trwały.

Z jakimi sprawami sądy mają do czynienia najczęściej?

Pozwy zdecydowanie częściej składają pracownicy, co w praktyce wynika z samej konstrukcji stosunku pracy. Najczęściej dochodzą roszczeń związanych z rozwiązaniem umowy o pracy, czyli odszkodowanie lub przywrócenie do pracy w związku z bezprawnym zwolnieniem, oraz związanych z należnym wynagrodzeniem, na przykład żądanie wypłat dodatku za nadgodziny. Dość powszechnie uważa się, że sądy pracy częściej orzekają na korzyść zatrudnionych, ale ze statystyk spraw dotyczących zwolnień z pracy, wynika, że sytuacja obu stron jest wyrównana. Po odliczeniu postępowań, które kończą się ugodami, okazuje się, że mniej więcej połowę spraw wygrywają pracownicy, a połowę pracodawcy. Przychylność sądu w stosunku do pracowników nie objawia się w ostatecznych rozstrzygnięciach, ale raczej w pomocy procesowej i proceduralnej skierowanej do tych, których nie stać na profesjonalnego pełnomocnika.

W jakich przypadkach strony rezygnują z walki o swoje prawa  czy interesy w sądzie pracy? Dlaczego tak się dzieje?

Wpływa na to wiele czynników. Po pierwsze koszty, szczególnie w sytuacji konieczności stawiania się na rozprawach w odległych miejscowościach. Po drugie zbyt niskie odszkodowania, na przykład maksymalnie trzy pensje za bezprawne zwolnienie. Po trzecie niewiedza co do uprawnień pracowniczych. Po czwarte zbyt długi czas oczekiwania na wyrok.

W ostatnich latach istotne znaczenie miała też korzystna dla zatrudnionych sytuacja na rynku pracy. Skoro stosunkowo łatwo można było znaleźć nowy etat, to zatrudniony rezygnował z długotrwałego egzekwowania swoich uprawnień u dotychczasowego pracodawcy. Jeśli miał jakieś spory z firmą, na przykład co do wysokości pensji, to po prostu zmieniał pracę. Kryzys związany z pandemią może to zmienić.

 

Łukasz Komuda – Absolwent Wydziału Nauk Ekonomicznych UW. W latach 2009-2012 zastępca redaktora naczelnego i p.o. redaktora naczelnego miesięcznika „Businessman.pl”. Ekspert rynku pracy i redaktor portalu Rynekpracy.org w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Zajmuje się także obszarami demografii, ekonomii społecznej i dyskryminacją na rynku pracy. Współpracuje m.in. z agencją zatrudnienia Randstad, Fundacją IDEA Rozwoju, Fundacją im. Róży Luksemburg, Fundacją Inicjatyw Strategicznych Instrat, Towarzystwem „Więź”, „Krytyką Polityczną” i OKO Press.

 

Zdjęcie tytułowe z: pixabay.com/users/free-photos-242387

KOMENTUJ: