Nie istnieje bezdomność z wyboru

Nie istnieje bezdomność z wyboru

Po licznych interwencjach Warszawskiej Rady Opiekuńczej, organizacji zrzeszającej kierowników schronisk dla osób bezdomnych z Warszawy oraz warszawskich społeczników, Ministerstwo Zdrowia zakwalifikowało mieszkańców schronisk dla osób bezdomnych do grupy zero. Również pensjonariusze domów pomocy społecznej czy zakładów opiekuńczo-leczniczych zostali zakwalifikowani do bezzwłocznych szczepień. Tę batalię toczyliśmy przez cały poprzedni rok. To nie pierwszy raz, gdy potrzeby osób bezdomnych są odsuwane na dalszy plan. Problem w tym, że niemal za każdym razem, gdy mowa o wsparciu placówek pomocowych, władza pomija schroniska dla bezdomnych, którzy nie mieszczą się w żadnym systemie. A to właśnie tam przebywa najwięcej osób potrzebujących: bez dachu nad głową, bez prywatności, najczęściej bardzo schorowanych.

Walka WRO o szczepienie osób bezdomnych sprawi, że jeśli tylko będą szczepionki, mieszkańcy schronisk będą mogli odetchnąć z ulgą. Kiedy to nastąpi? Nie wiadomo. Ministerstwo nie deklaruje ram czasowych. Jednak nawet wtedy, gdy szczepienia ruszą, nadal nie rozwiąże to problemu bezdomnych pozostających na ulicach. Oni, jak zwykle, są poza nawiasem. Na szarym końcu.

To jasne, że przy tak niewielu dawkach szczepionki przeciw COVID-19 wiele różnych grup domaga się ich przyjęcia w pierwszej kolejności. Jednak to zaszczepienie osób bezdomnych, zwłaszcza tych pozostających na ulicy, leży w naszym wspólnym interesie.

Wsparcie osób bezdomnych nie powinno polegać na tworzeniu im uprzywilejowanych warunków. Chodzi o to, żeby stworzyć im warunki godne przyzwoitego życia w XXI wieku, bez względu na okoliczności i historię tego, który potrzebuje pomocy.

Tymczasem obecna polityka postępowania wobec osób bez dachu nad głową stoi w rozkroku . Raz traktuje bezdomnych jako obiekty westchnień i rozczulenia, innym razem buduje przekonanie, że jedyne, co wobec nich możemy zrobić, to świadczyć usługi opiekuńcze, co stawia ich z kolei w roli klientów instytucji publicznych.

To jasne, że nie istnieje uniwersalny powód, dla którego człowiek trafia na ulicę. Bezdomni to być może najbardziej różnorodna grupa społeczna w Polsce. W moim krakowskim schronisku dla osób bezdomnych mieszka Piotr, który kilka tygodni temu wyszedł z więzienia, odsiedziawszy tam ponad jedenastoletni wyrok. Pokój dzieli z byłym policjantem Robertem, który z powodu nadużywania alkoholu stracił pracę i – w konsekwencji – dom. Schroniska dla osób bezdomnych pełne są ludzi stosujących przemoc z jednej strony oraz ofiar przemocowców z drugiej. Nierzadko pod jednym dachem żyje mężczyzna, który odsiedział wyrok za znęcanie się nad rodziną i w konsekwencji trafił na ulicę, a kilka pokoi dalej mieszka kobieta, która doświadczywszy przemocy ze strony swojego partnera, musiała od niego uciec, i ostatecznie też trafiła na ulicę.

Co do jednego możemy być pewni: nie istnieje bezdomność z wyboru. A z pewnością trudno wśród bezdomnych znaleźć człowieka, który wybierał pomiędzy bezpiecznym, komfortowym życiem w domu z rodziną i dobrze płatną pracą, a pełnym ryzyka, brudu, niepewności i lęku życiem na ulicy. Jeśli już mówimy o wyborze bezdomności, to najczęściej ta decyzja przebiega między jednym draństwem a drugim. Wiktoria była regularnie bita i gwałcona najpierw przez swojego ojca, a później przez życiowego partnera. Owszem, wybrała bezdomność, ponieważ musiała uciec. Nieopisywalny jest dramat osoby, która woli żyć w pustostanie, przy ujemnych temperaturach i grzebać w śmietnikach, byleby tylko nie trafić ponownie do domu, w którym doświadcza przemocy.

Skuteczna pomoc nie stawia żadnych warunków początkowych. To, jaką opowieść niesie ze sobą osoba stająca w kolejce do MOPS-u albo prosząca o pomoc w schronisku dla bezdomnych, jest tak naprawdę drugorzędne. Nie ma znaczenia, czy jesteś sprawcą czy ofiarą. Nie ma znaczenia, czy alkohol jest przyczyną, czy skutkiem twoich problemów. Nie ma znaczenia, czy twoje długi są zaciągnięte w prestiżowych bankach, czy w firmach lichwiarskich. Prosisz o pomoc, a to znaczy, że jej potrzebujesz. Owszem, ważne jest systemowe i strukturalne podejście do bezdomności i nieustanne podejmowanie próby zrozumienia skali i powodów zjawiska. Tym powinni zajmować się politycy i naukowcy. Ale my, opiekunowie, budując schroniska dla bezdomnych i żyjąc z nimi, tak naprawdę pozostajemy w ciągłym stanie ryzyka, w którym bezustanne kalkulowanie, komu powinniśmy pomagać, a komu odmówić pomocy, skazuje nas na łatwe popełnienie błędu, a w konsekwencji – odrzucenie tego, który potrzebuje naszej uwagi. Lepiej sto razy się pomylić i dać komuś za dużo, niż raz nie dać, i skazać potrzebującego na samotność i nędzę. To banał, ale dlaczego mielibyśmy się tym banałem nie kierować?

Tym, co wydaje się wspólne dla osób bezdomnych, wyłączywszy te, które mieszkają w schroniskach, jest dostęp do higieny i opieki zdrowotnej. Większość osób bez dachu nad głową żyje w pustostanach, skleconych na szybko domkach w ogródkach działkowych, wreszcie na ławkach, klatkach schodowych i piwnicach. Nasze zdziwienie ich zapachem i wyglądem jest, delikatnie mówiąc, absurdalne.

To nie jest tak, że osoba żyjąca na ulicy lubi śmierdzieć. Żyjąc w dużym polskim mieście, może liczyć na jedną, może dwie łaźnie, do których dostęp jest ograniczony. Ograniczony jest zwłaszcza podczas pandemii koronawirusa, co oczywiście jest wyjątkowo absurdalne, biorąc pod uwagę fakt, że to higiena jest podstawowym narzędziem walki z wirusem.

Osoba bezdomna trafiająca do łaźni musi pozbyć się wszystkiego, co ma ze sobą. A wszystko, co ma ze sobą, to najczęściej wszystko, co ma w ogóle. Musi się z tym rozstać, ponieważ robaki i bakterie, które lubią się zalęgnąć w stęchłych i niepranych ubraniach, najczęściej można wyeliminować tylko podczas utylizacji. Rozstawać się z tym, co się posiada, nie jest łatwo zarówno bogatym, jak i ubogim. Nie dziwmy się więc, że osoby bezdomne, taszcząc ze sobą cały swój świat, wolą unikać kąpieli, niż stracić cały dobytek.

Podczas pandemii COVID-19 bezdomni zmagają się nie tylko z utrudnionym dostępem do ciepłej bieżącej wody. Rzadko uświadamiamy sobie proste fakty: w miastach utrudniony jest dostęp do łaźni albo łaźni nie ma wcale; na mieszkania socjalnie czeka się latami; bezdomne kobiety używają papieru toaletowego z publicznych toalet, bo nie mają dostępu do podpasek; stawianie wymagań noszenia higienicznych maseczek, a teraz jeszcze zakaz zakrywania ust i nosa szalikami, mija się z celem i jest po prostu niehumanitarne.

Wierząc w wątpliwe wprawdzie ministerialne statystyki, według których bezdomnych w Polsce jest ponad 30 tysięcy, zdaje się, że najlepszym dla nas wszystkich rozwiązaniem jest zaszczepienie w pierwszej kolejności właśnie tej grupy społecznej. Po pierwsze dlatego, że osobom bezdomnym najtrudniej jest przestrzegać reżimu sanitarnego. Po drugiej dlatego, że to z osobami bezdomnymi, pozostającymi na ulicach, we wspólnych przestrzeniach miasta, mamy najczęstszy kontakt.

Bezzwłoczne zaszczepienie osób bezdomnych leży w interesie nie tylko naszego człowieczeństwa, ale – a może przede wszystkim – leży w interesie nas wszystkich.

 

Błażej Strzelczyk – był dziennikarz. Pracował w Tygodniku Powszechnym, a wcześniej Gazecie Wyborczej.Dwukrotnie nominowany do dziennikarskiej nagrody Grand Press w kategorii wywiad. A także do nagrody Mediatory w kategorii “Prowokator”. Współautor (wraz z Piotrem Żyłką) dwóch książek-rozmów z s. Małgorzatą Chmielewską. Od 2016 r. związany ze Wspólnotą “Chleb Życia”. Był m.in. kierownikiem Domu dla osób bezdomnych w Medyni Głogowskiej. W 2018 r. zamieszkał w Schronisku dla Bezdomnych w Warszawie. A od 2019 r. mieszka w Domu dla bezdomnych, chorych, w Jankowicach w województwie Świętokrzyskim, i pracuje jako opiekun osób z niepełnosprawnościami intelektualnymi i fizycznymi

 

KOMENTUJ: