Przywrócić mężczyzn nowoczesności

Przywrócić mężczyzn nowoczesności

Słabo wykształceni, systemowo wykluczeni młodzi mężczyźni stają się pożywką dla skrajnej prawicy. Jeśli nie włączymy ich z powrotem do nowoczesności, będziemy musieli zmierzyć się z falą prawicowego radykalizmu o niespotykanej dotąd w Polsce intensywności.

Jedenastego listopada 2020 roku tradycyjny marsz narodowców przez Warszawę miał być zmotoryzowany. Jednak mało kto – z organizatorami na czele – dostosował się do epidemicznych zaleceń. Przy al. 3 Maja zapłonęły race. Poleciały w stronę okna, z którego zwisała tęczowa flaga, ale trafiły w warsztat artysty grafika; potem odbyła się słynna „bitwa pod Empikiem”, gdzie – zupełnie bez sensu, ładu i składu – starły się dwie grupy. Do rangi paradoksu (i symbolu jednocześnie) urasta fakt, że jedna i druga grupa wyglądała podobnie: młodzi barczyści mężczyźni w czarnych strojach i ochraniaczach, posługujący się pirotechniką,  okładali się, rzucali, czym się dało, wreszcie starli się wręcz. Gdyby nie napisy „Policja” i tarcze, nie dałoby się odróżnić jednych od drugich.

Dlaczego symbolem Święta Niepodległości jest dzisiaj „nawalanka” dwóch brutalnych grup mężczyzn? Szukając winnych, możemy mówić o policji, mediach, przywódcach nacjonalistów, teoriach spiskowych, a nawet gigantach technologicznych, które dały pożywkę ekstremizmom. Ja jednak proponuję spojrzeć w lustro i zmierzyć się z wypieranym tematem: jak wypchnęliśmy młodych mężczyzn na margines i stworzyliśmy z nich idealną pożywkę dla prawicowego ekstremizmu? Tak, o nas mówię: to my, czyli społeczeństwo, jesteśmy winni. I na nas spoczywa odpowiedzialność, żeby długofalowo ten problem rozwiązać.

Żyj szybko, pracuj długo, umieraj młodo

Polska nie ma dobrej oferty dla mężczyzn, zwłaszcza z niższych klas społecznych. Obecny polski system emerytalny każe mężczyznom pracować do 65. roku życia. Długość życia w 2019 roku wyniosła 74,1 roku dla mężczyzn i 81,8 roku dla kobiet. Oznacza to, że mężczyzna żyje prawie 8 lat krócej od kobiety. Jeśli policzyć różnicę między ustawowym wiekiem emerytalnym i wiekiem zgonu, nietrudno zauważyć, że mężczyzna cieszy się jesienią życia tylko 9 lat, podczas gdy kobieta – 21.

Oznacza to, że de facto odebrano mężczyznom starość – czasu na wędkowanie, zabawę z wnukami, spacery i działkę mają dwa i pół raza mniej (!) niż kobiety. Ale kiedy spojrzeć na przekrój klasowy, cała rzecz wygląda jeszcze gorzej. Trzydziestolatek z wykształceniem zawodowym i niższym w 2015 roku miał przed sobą średnio zaledwie 38 lat życia. Jeśli miał wykształcenie średnie, było to 45 lat; dla mężczyzn z wykształceniem wyższym liczba ta wynosiła 50. Ta rozpiętość jest w Polsce jedną z najwyższych wśród badanych krajów – występuje wszędzie, ale raczej na poziome 4–6 lat. Aż 12 lat różnicy pomiędzy długością życia przedstawicieli klasy niższej i wyższej to katastrofa. Jakie czynniki odgrywają tu kluczową rolę?

Pierwszy z nich to wypadki w pracy. W Polsce w 2019 roku wydarzyło się nieco ponad 83 tys. takich wypadków. Ofiarami 52 tys. byli mężczyźni. Najbardziej niebezpieczne branże – górnictwo, wodociągi, energetyka, ratownictwo medyczne – zdominowane są przez mężczyzn.

Drugi czynnik to choroby cywilizacyjne, stanowiące główne przyczyny zgonów. Z powodu nowotworów i chorób układu krążenia umiera średnio dwa razy więcej mężczyzn niż kobiet. W dużej mierze choroby te są spowodowane przez tryb życia i nałogi. Na liście czynników sprzyjających tym chorobom są: niezdrowa dieta, brak ruchu, palenie tytoniu, do pewnego stopnia również stan opieki zdrowotnej.

Trzeci, najbardziej ponury czynnik, to samobójstwa. Ponad 80% skutecznych samobójców to mężczyźni. W Polsce zabija się codziennie 15 osób, 12 z nich to mężczyźni. Polska to kraj o największej dysproporcji pomiędzy liczbą kobiet i mężczyzn samobójców – dość powiedzieć, że polskie kobiety zajmują w Europie szóste miejsce od końca w liczbie samobójstw, podczas gdy mężczyźnie aż trzecie – tyle że od drugiej strony.

Czwarty czynnik to moment rozpoczęcia pracy. Raport „Aktywność zawodowa Polaków” pokazuje duże dysproporcje dotyczące momentu podjęcia pracy zawodowej. W grupie wiekowej 18–24 lata w pełnym wymiarze pracuje 13% kobiet i nieomal dwa razy więcej (25%) mężczyzn. Nie da się tego wyjaśnić macierzyństwem; po zmianach cywilizacyjnych wiek, w którym kobiety rodzą pierwsze dziecko, przesunął się poza górną granicę, która do niedawna wynosiła 35 lat. Ona dalej się uczy – on idzie do pracy.

I na deser jeszcze jedna liczba: W Polsce aż 45% mężczyzn o niższym wykształceniu (międzynarodowy kod ISCED 0-2) pozostaje bezdzietnych – to najwięcej w Europie. Polak z klasy niższej często nie może liczyć na założenie rodziny i zrealizowanie podstawowej potrzeby życiowej, jaką dla wielu jest posiadania potomka.

Podsumujmy „ofertę”, którą Polska ma dla mężczyzny z klasy niższej. Idź do pracy szybko, najlepiej przed 24. rokiem życia. Pracuje dużo i w niebezpiecznym zawodzie. Na szczęśliwą rodzinę i dzieci nie masz wielkich szans. Jeśli nie zginiesz w wypadku przy pracy, nie popełnisz samobójstwa albo nie umrzesz na jedną z licznych chorób cywilizacyjnych, w wieku 65 lat przejdziesz na emeryturę. A potem, po kilku latach, umrzesz – aby środki, które wypracowałeś, mogły „rozpłynąć się” w systemie i służyć kobietom oraz dobrze wykształconym mężczyznom. Portal Money.pl oszacował, że przeciętny mężczyzna pobierze z systemu 44 tys. mniej, niż włożył; przeciętna kobieta otrzyma z niego 51 tys. więcej.

Czy można się dziwić, że młodzi Polacy tę „ofertę” odrzucają – nawet jeśli nie znają tych liczb i tylko przez skórę czują, że coś jest nie tak?

Chłopcy bez edukacji

Praprzyczyną takiego stanu rzeczy jest wykluczenie edukacyjne młodych mężczyzn, a właściwie chłopców. Widoczne jest ono już wówczas, kiedy chłopiec ma 15 lat, a w dalszej części edukacji jedynie się pogłębia. W 2018 roku z przyczyn osobistych byłem zainteresowany rekrutacją do szkół średnich. Ściągnąłem i przeanalizowałem dane z całego województwa pomorskiego. I śmiem podejrzewać że pomimo marginalnych wahań, są one reprezentatywne dla reszty Polski. Obraz, który wyłonił się z tych badań, pokazywał głęboki rozdźwięk w ścieżkach i możliwościach edukacyjnych obu płci.

W liceach średni próg wynosił 136 pkt; dziewczynek było tam 62%. W technikach stanowiły one niemal połowę (52%) uczących się, ale próg wynosił tam zaledwie 77 pkt – to też maturalne szkoły, ale nie tak dobre (poza nielicznymi wyjątkami, np. Technikum Łączności w Gdańsku). W szkołach branżowych, w których progów realnie nie ma, chłopcy stanowili aż 69% kandydatów. Im lepsza klasa (wyższy próg), tym odsetek dziewcząt był większy. W większości naprawdę elitarnych klas (powyżej 160 pkt) nawet 80% stanowiły dziewczynki.

W wieku 15 lat jest więc „pozamiatane” – chłopcy pójdą do gorszych szkół, które przygotowują tylko do pracy zawodowej, głównie fizycznej. Z całym szacunkiem dla nich (i dochodów, które generują, bo stolarze i betoniarze na pewno zarobią więcej niż politolodzy czy kulturoznawcy) – ten zawód wystawi ich na więcej ryzyk zawodowych, da krótsze życie i w większym stopniu narazi na choroby zawodowe.

Międzynarodowe badanie kompetencji PISA – wykonywane mniej więcej w tym samym czasie, czyli wtedy, gdy badani mają 15 lat – pokazuje, gdzie są największe zaniedbania. Polskie dziewczęta i chłopcy uzyskują bardzo podobne wyniki w naukach przyrodniczych oraz matematyce. Natomiast odmienna sytuacja panuje w humanistyce i edukacji językowej: chłopcy uzyskują o 30 pkt niższe wyniki od dziewcząt (495 vs 528, dane za 2018 rok). Jak podaje Instytut Badań Edukacyjnych: „W Polsce poniżej dwóch najniższych poziomów (w sześciostopniowej skali) znalazł się co piąty chłopiec i tylko co dziesiąta piętnastolatka, z kolei na poziomach 5 i 6 usytuowało się 9,6% chłopców i 14,8% dziewcząt”.

Dalej jest tylko gorzej. Młody mężczyzna ma zdecydowanie mniejsze szanse na zdobycie wyższego wykształcenia niż jego koleżanka. Kobiety stanowiły 58% studentów w ogóle. Kierunki o szczególnie rażącej dysproporcji płci na niekorzyść mężczyzn to: pedagogiczne (18,5% to mężczyźni), językowe (21,6%), weterynaryjne (21,2%), medyczne (25,4%) i usługi dla ludności (21,2%). Mężczyźni dominują jedynie na kierunkach inżynieryjnych (75,8%), leśnych (68%) i – zwłaszcza – w technologiach informacyjnych (90,6%!). W dwóch z nich istnieją pozytywne „akcje afirmatywne” starające się zachęcić kobiety, zarówno na poziomie kraju („Dziewczyny na politechniki”), jak i na poziomie poszczególnych uczelni (dodatkowe punkty dla kobiet na wielu uczelniach). Próżno by szukać analogicznych mechanizmów „wkluczających” mężczyzn na równie nieproporcjonalnie obsadzonych kierunkach, takich jak językowe, weterynaryjne czy medyczne.

Jak to więc możliwe, że mężczyźni nadal otrzymują wyższe pensje (od 7 do 20%), skoro w edukacji mają pod górkę? To kwestia kapitału społecznego niektórych z nich; w firmach i instytucjach pojawia się też zjawisko „szklanego sufitu” dla kobiet, związanego z kilkoma latami wyłączonymi z toku kariery (założenie rodziny, macierzyństwo), kulturą pracy i dostępnością awansu. Mężczyźni „odrabiają” więc trochę – a winę za to ponosi zmiana ról; tym razem to kobiety mają pod górkę.

Szkoła wyklucza

Młodzi mężczyźni są wykluczani z edukacji na dwa sposoby: klasowo i genderowo. Odbiera się dzieciom szansę na awans społeczny i godne życie, ponieważ wyszły z upośledzonych środowisk; odbiera się ją szczególnie silnie chłopcom i młodym mężczyznom. W obszernej publikacji Uniwersytetu Rzeszowskiego Wykluczenie społeczne. Diagnoza, wymiary i kierunki badań pod redakcją M. Pokrzywy i S. Wilka opisano te mechanizmy. Diagnozuje się trzy główne przyczyny wykluczenia młodzieży, a chłopców w szczególności. Pierwsza to aspiracje – chłopcy szukają szybkiej satysfakcji zawodowej i materialnej, a taką mogą dać im zawody robotnika wykwalifikowanego (kierowca tira, mechanik pojazdów, murarz). Druga to stereotypy społeczne – na chłopcach ciąży presja, aby „szybko się usamodzielnili” – co dobrze tłumaczy ich niemal dwukrotną przewagę wśród młodzieży pracującej w najniższej grupie wiekowej. Trzeci mechanizm to inne traktowanie w szkole.

W Polsce, o ile mi wiadomo, nie prowadzi się systematycznych badań na ten temat. Jednak w Wielkiej Brytanii i USA los chłopców w szkołach jest przedmiotem badań i zainteresowania think tanków, które doszły do zatrważających wniosków. Amerykańskie badania pokazały, że chłopcy znacznie częściej niż dziewczynki są usuwani ze szkół. Z kolei australijskie badania  prowadzone wśród nauczycieli pokazują, że chłopcy znacznie częściej traktowani są jako „uczniowie problematyczni”. Chłopcy dostają niższe oceny, a dziewczynki wyższe – za tę samą pracę. Częściej i bardziej dotkliwie są karani. Zdrowa rywalizacja, która chłopców motywuje pozytywnie, została niemal wyeliminowana z procesu nauczania. Nawet temperatura w klasach, regulowana przez kadrę pedagogiczną (w Polsce 82% to kobiety), nie sprzyja chłopcom – zbyt wysoka pogarsza ich zdolność przyswajania materiału.

Dodajmy jednak sprawiedliwie: w Polsce czynniki wykluczające w edukacji mają jednak głównie klasowy, a nie tylko genderowy charakter. Fakt, że w większym stopniu dotykają chłopców i młodych mężczyzn, wynika głównie z tego, że dochodzi do nich presja oczekiwań społecznych związanych z „usamodzielnieniem się”. Ponadto istnieją szybko osiągalne, dobrze płatne zawody robotnicze, które pozwalają im wyjść z domu, zacząć żyć na własny rachunek i realizować potrzeby inne niż edukacyjne. Na młodych kobietach też ciąży presja, ale innego rodzaju, do czego dochodzi brak łatwo osiągalnych, dających wysokie dochody „kobiecych” profesji.

Radykalizacja to konsekwencja. Wykluczenie to odpowiedź.

O radykalizacji młodych mężczyzn świadczą badania preferencji wyborczych. Przed wyborami europejskimi w 2019 roku przeanalizowano preferencje wyborcze grupy osób w wieku 18–24 lat: 35% z nich wskazało Konfederację. Według szacunków IPSOS mężczyźni z grupy 18–29 lat stanowili aż 68% wyborców tej siły politycznej. To realn, polityczne skutki wyrzucenia tej grupy poza nawias nowoczesności.

Myśląc o wykluczeniu i dyskryminacji, myślimy raczej o innych grupach – imigrantach, kobietach, osobach niepełnosprawnych, osobach nieheteronormatywnych. „Dyskryminacja mężczyzn” brzmi więc obrazoburczo – ale pozostaje faktem. Nie zmienia i nie unieważnia dyskryminacji innych grup; nie można powiedzieć, żeby któraś była większa albo mniejsza. Nie wolno także tłumaczyć systemowej dyskryminacji mężczyzn (w systemie emerytalnym, w edukacji) uwarunkowanymi historycznie krzywdami kobiet – dzisiejszy 15-latek, którego spycha się na margines w szkole, nie odpowiada za patriarchat z przeszłości i mizoginię innych mężczyzn. Nie potrzeba w Polsce walki kobiet i mężczyzn oraz innych grup o prymat i uznanie, która z nich jest bardziej wykluczona i dyskryminowana. Potrzeba wspólnej walki każdej z tych grup – i wszystkich ludzi dobrej woli – ze zjawiskiem wykluczenia i jego konsekwencjami.

Co robić? Po pierwsze, zacząć badać temat. Polska – mimo że posiada zarówno instytuty badawcze (np. Instytut Badań Edukacyjnych) i liczne wydziały pedagogiczne, jak i studia gender – nie bada systematycznie edukacji chłopców, zwłaszcza poza miastami. Być może ma to jakiś związek z faktem, że pedagogika to najmocniej sfeminizowana – obok weterynarii – dziedzina nauki. Bez zwłoki należałoby uruchomić programy afirmatywne dla młodych mężczyzn spoza metropolii i z niższych klas społecznych, umożliwiające im edukację np. równolegle do pracy zawodowej.

Najpilniejsza i najważniejsza jest zmiana myślenia. Przede wszystkim należy przestać myśleć o młodych, zradykalizowamych mężczyznach jako o winowajcach i żywić do nich jedynie niechęć, a nawet pogardę czy nienawiść. Należy myśleć o nich jako o ofiarach klasowo-genderowego, systemowego wyłączenia z procesów kształtujących nowoczesność.

W przeciwnym wypadku nastąpi to, co mamy możliwość obserwować na Bliskim Wschodzie albo w wielu krajach Zachodu – ludzie pozbawieni szansy na awans w społeczeństwie radykalizują się i w imię religijnych lub ideologicznych obsesji dokonują aktów terroru – jak te w klubie Bataclan albo na wyspie Utøya. Jeśli to takich eskalacji doszłoby w polskich miastach, wówczas wyzwiska na marszach równości, zadymy na Marszu Niepodległości i internetowe wojenki będziemy wspominać jako niewinne zabawy.

 

Jakub Chabik – adiunkt na Politechnice Gdańskiej, specjalizując się w dziedzinie cyfryzacji państwa, ze szczególnym uwzględnieniem obszarów wykluczeń i kompetencji cyfrowych. Od prawie 30 lat pracuje w międzynarodowych firmach na stanowiskach technicznych i menedżerskich związanych z informatyką. Jest stałym publicystą miesięcznika „Wiedza i Życie”

KOMENTUJ: