Walka o założenie pierwszego związku zawodowego w Amazonie na terenie USA wydawała się zacięta… dopóki trwała. Przeciwnicy związkowej idei wygrali jednak w miażdżącym stosunku 71 do 29 procent. Ważność około 500 głosów zakwestionowano, choć i tak nie byłyby one w stanie przeważyć szali. Jeśli stawką była zmiana porządków w jednej z największych firm internetowych świata w jej kolebce, w Bessemer w Alabamie, zawód musi być proporcjonalny do gigantycznych oczekiwań.
– Amazon poruszył niebo i ziemię, by oszukać własnych pracowników. Nie pozwolimy, by kłamstwa firmy, oszustwa i nielegalne działania uszły jej na sucho, dlatego wnosimy formalne oskarżenie przeciwko wszystkim skandalicznym i rażąco niezgodnym z prawem działaniom podjętym przez Amazon w czasie głosowania – przekazał Stuart Appelbaum, szef Związku Zawodowego Pracowników Handlu Detalicznego, Hurtowego i Domów Towarowych (RWDSU), gdy stało się jasne, że przegrał z gigantem. Rzeczywiście, nie można wykluczyć, że część działań prowadzonych przez Amazona była niezgodna z prawem. Jednak w Stanach Zjednoczonych pracodawcy wolno zrobić bardzo wiele, by zniechęcić załogę do założenia związku. A im bogatsza firma, tym więcej gotowa jest w tym celu wydać.
– Gdyby w Polsce istniały takie przepisy dotyczące zakładania związków jak w USA, żadnych związków by u nas nie było – komentuje Jakub Grzegorczyk z Inicjatywy Pracowniczej, do której należą związkowcy działający w Amazonie w naszym kraju. Rzeczywiście, w USA, inaczej niż w wielu innych państwach Europy, do założenia związku nie wystarczy inicjatywa grupy pracowników. Za oceanem, by mógł on działać, już na starcie musi mieć poparcie co najmniej połowy załogi. Dodatkowo Alabama to stan, w którym obowiązuje tak zwane right to work, czyli przepis pozwalający pracownikom nienależącym do związku na niewnoszenie opłat na jego rzecz (mimo że związek podejmuje działania także w ich imieniu). Należy również podkreślić, że Alabama to generalnie miejsce bardzo nieprzychylne tego rodzaju działalności. O tym, jak powstają i działają związki w USA, pisaliśmy tutaj –https://ekonomiaspoleczna.pl/zwiazki-zawodowe-w-amazonie-ida-po-swoje/ i tutaj https://ekonomiaspoleczna.pl/zwiazki-zawodowe-to-zewnetrzny-wrog/).
Miliony przeciw związkom
To wszystko sprawia, że Amazon całkiem legalnie mógł podejmować liczne działania, by zniechęcić pracowników do głosowania za związkiem. Jak to w praktyce działa, pokazał choćby dokument Amerykańska fabryka (dostępny w serwisie Netflix). Gdy chiński miliarder przejął w Ohio zamknięty zakład należący w przeszłości do General Motors, okoliczni mieszkańcy byli pełni nadziei. Szybko jednak okazało się, że nowy właściciel płaci mało, oczekuje wiele, łamie zasady bezpieczeństwa pracy i najchętniej wprowadziłby porządki znane mu z ojczyzny. Gdy jednak część załogi postanowiła zrzeszyć się pod egidą związku, okazało się, że nie była w stanie zebrać poparcia połowy kolegów. Początkowo wydawało się, że związek powstanie, firma postanowiła jednak temu przeciwdziałać: wynajęła „instytut”, który organizował „konsultacje” z pracownikami, przekonując ich, że związki utrudnią jedynie komunikację z przełożonymi, zgarną opłaty za członkostwo i niczego nie zagwarantują. A do tego, jeśli wzrosną koszty, zaczną się zwolnienia. Koszt takiej usługi wyniósł w tym przypadku ponad milion dolarów, ale dla dużego pracodawcy była to po prostu inwestycja, pozwalająca nie zwiększać wydatków w przyszłości. Związek nie powstał, a wkrótce… i tak zaczęły się zwolnienia, bo bardziej wydajne od ludzi okazały się maszyny.
Amazon na własnym podwórku nie był zresztą pozbawiony argumentów. Gdy po jednej stronie padały te mówiące o absurdalnych normach wydajności, monitorowaniu pracy (także poprzez urządzenia mierzące dystans, który pracownicy pokonują w ogromnym magazynie) czy rozliczaniu przerw toaletowych, firma odpowiadała, że płaci lepiej od innych – ponad dwa razy tyle, ile wynosi pensja minimalna – zapewnia benefity emerytalne i zdrowotne, oferuje ubezpieczenie. „Uważamy, że RWDSU nie reprezentuje poglądów większości naszych pracowników. (…) oferujemy pracownikom bardzo konkurencyjne warunki. Już teraz dajemy tyle, ile domagają się związki” – napisał koncern w swoim stanowisku jeszcze w czasie głosowania.
To nie koniec
Ci z amerykańskich pracowników Amazona (w Stanach pracuje w firmie 800 tys. osób), którzy popierają związki, liczyli na to, że powodzenie głosowania w Bessemer napędzi podobne inicjatywy w całym kraju. Porażka pewnie przygasi nieco ten zapał, ale po pierwsze to jeszcze nie koniec sprawy w Alabamie – domniemane nieprawidłowości w czasie głosowania zostały przecież zgłoszone przez RWDSU, a po drugie, widząc, jak antyzwiązkowe jest amerykańskie prawo, eksperci nie wykluczają, że pracownicy zaczną się organizować w inny sposób, poza oficjalnymi strukturami. Takie inicjatywy już działają, także w Amazonie, i nie tylko w USA. Jedna z nich to Make Amazon Pay – to pod tym hasłem między innymi w grudniu przeprowadzono w Polsce akcję, której celem było zmuszenie koncernu do podniesienia premii przyznawanych na koniec roku. – Amazon jest globalny, ruch związkowy też musi być globalny – inaczej nie mamy szans z takimi korporacjami – tłumaczy Jakub Grzegorczyk. – W tym sensie porażka w Alabamie to cios dla wszystkich zorganizowanych pracowników Amazona. Nie oznacza ona jednak, że związek w Amazonie w USA nigdy nie powstanie. Bywało, że w innych wielkich zakładach podobne kampanie trwały latami.
RWDSU ujawnił, że ponad tysiąc pracowników Amazona w USA zgłosiło się do niego, chcąc założyć związek. Na razie nie podjęto jednak decyzji, czy spróbować jeszcze raz. I to pierwszy widoczny efekt wyników głosowania w Alabamie. Gdyby tam większość była „za”, centrala prawdopodobnie nie miałaby wątpliwości, czy warto podobny wysiłek podjąć w innych miejscach.