– Domagamy się sprawiedliwych procedur, bezpieczeństwa w pracy, ale przede wszystkim: szacunku – powiedzieli amerykańscy pracownicy Amazona i postanowili założyć pierwszy w USA związek zawodowy w tej firmie. Mają dość mierzenia czasu, który spędzają w toalecie, wracania biegiem z przerw i absurdalnych metod badania produktywności. Głosowanie w zatrudniającym niemal 6 tys. ludzi zakładzie BHM1 w Bessemer w Alabamie ruszyło w lutym i wkrótce się zakończy.
Kary za nieobecność, nawet gdy jest ona usprawiedliwiona zwolnieniem lekarskim. Monitoring toalet. Mierzenie wydajności pracy krokomierzem, który każdy pracownik zakłada na rękę. System zliczania dystansu pokonanego w magazynie, system punktów karnych za najrozmaitsze przewinienia. Pomysłowość managerów, dyrektorów i zarządu Amazona na polu kontroli, rozliczania i karania jest kuriozalna. Trudno się więc dziwić, że koncern od dawna nosi łatkę jednego z najgorszych globalnych pracodawców (więcej na ten temat w wywiadzie z Jamesem Bloodworthem, który pracując nad książką „Zatyrani”, zatrudniał się w firmach uchodzących za najgorszych pracodawców, m.in. w Amazonie: https://ekonomiaspoleczna.pl/klamstwo-zaczyna-sie-od-slow/).
W biegu
Jak to wygląda w praktyce, opisywała Associated Press, przywołując przykład przerwy obiadowej pracowniczki magazynu w Bessemer, Jennifer Bates: „Czas odmierzający przerwę rusza dokładnie w chwili, w której odchodzi od stanowiska pracy. Od tego momentu ma dokładnie 30 minut, by dotrzeć do kantyny, zjeść i wrócić. W tym celu musi przedostać się przez magazyn o powierzchni czternastu boisk piłkarskich, co pożera cenny czas. Jedzenia zazwyczaj nie przynosi z domu, bo musiałaby je podgrzać w mikrofalówce, a to pochłonęłoby kolejne minuty. Zamiast tego kupuje w automacie zimne kanapki po 4 dolary i wraca do roboty. Ma szczęście, jeśli zdąży na czas. Jeśli nie, Amazon może obciąć jej dniówkę, albo, jeszcze gorzej, wyrzucić ją z pracy”.
Pracownicy w wielu podobnych zakładach na świecie uznali, że tylko łącząc siły, są w stanie zmniejszyć presję wywieraną przez firmę. Dlatego zaczęli zakładać związki zawodowe. W USA taką próbę podjęto w 2014 roku w Delaware. Wtedy inicjatywa około 30 osób zakończyła się niepowodzeniem. Teraz jednak siła takich osób jak Bates, jedna z autorek związkowej inicjatywy, wydaje się znacznie większa.
Amazon zdaje sobie z tego sprawę. Wie też, że za przykładem BHM1 i Alabamy mogą pójść kolejni spośród 800 tys. pracowników firmy w USA. Dlatego stara się zdusić związkowe idee w zalążku. „Nie pozwólmy związkom nas podzielić”, „Nie pozwólmy nikomu z zewnątrz podzielić naszej zwycięskiej drużyny” – w pokoju socjalnym, a nawet w toaletach, rozwiesili antyzwiązkowe plakaty. – Ten poziom propagandy jest szalony. Oni są wszędzie– relacjonował Barborze Černušákovej z Amnesty International anonimowy pracownik. Inni dodają, że SMS-y o podobnej treści dostają nawet pięć razy dziennie.
– Podobnej akcji na taką skalę dotąd nie widzieliśmy – przyznają działacze amerykańskiego Związku Zawodowego Pracowników Handlu Detalicznego, Hurtowego i Domów Towarowych (Retail, Wholesale and Department Store Union, RWDSU), do którego, jeśli tak zdecydują w głosowaniu, przystąpią zatrudnieni w Amazonie w Alabamie. Związek liczy 61 tys. członków. Należy do największej centrali w kraju, liczącej 12,5 mln członków AFL-CIO, czyli największej amerykańskiej centrali związkowej, zrzeszającej ponad 50 związków zawodowych i ponad 10 mln pracowników. RWDSU jest też członkiem Międzynarodowego Zjednoczonego Związku Pracowników Branży Żywieniowej i Handlu (United Food and Commercial Workers International Union), zrzeszającego pracowników z USA i Kanady. To mniejsza organizacja, licząca około 1,3 mln członków. To ciekawe o tyle, że dokładnie tyle osób zatrudnia… sam Amazon na całym świecie.
Amazon? Czego chcieć więcej?
„Nie potrzebujemy pośredników między kierownictwem a naszymi ludźmi” – to przekaz powtarzany wielokrotnie i na różnych szczeblach, nie tylko przez szefów. W czasie wirtualnego spotkania na początku marca czworo pracowników magazynu BHM1 krytykowało pomysł założenia związku, przekonując jednocześnie, że w mediach wykreowano krzywdzącą, nieprawdziwą opinię o Amazonie. – Co takiego mielibyśmy zyskać dzięki związkowi zawodowemu? Czego jeszcze nie mamy?– pytał J.C. Thompson w zakładzie w Bessamer zatrudniony w kwietniu ubiegłego roku. – Mam 401k (program emerytalny pozwalający na odkładanie i inwestowanie części dochodów, często wspierany przez pracodawcę dodatkowymi środkami – przyp. red.), płatny urlop, bezpłatny urlop, trudno znaleźć lepsze warunki niż tu. Na niektórych faktycznie może to robić wrażenie. Bo ubezpieczenie emerytalne czy płatny urlop wcale nie są oczywistością.
Thompsonowi wtórowała Carla Johnson, w Amazonie zatrudniona od maja. Po tym jak przepracowała dwa miesiące, zdiagnozowano u niej raka mózgu. Za sobą ma operację, chemioterapię i trzymiesięczne zwolnienie. – Przełożeni starali się dopasować do wymagań związanych z moim leczeniem tak, bym mogła pracować, gdy będzie to możliwe. Troska o moje zdrowie i leczenie była, jak sądzę, priorytetem dla moich managerów i współpracowników – opowiada. Ci, jak dodaje, wiedzą już nawet, kiedy w kalendarzu zbliża się tydzień, w którym ponownie będzie musiała przyjmować chemię.
– Uważamy, że RWDSU nie reprezentuje poglądów większości naszych pracowników – cytował stanowisko koncernu brytyjski „Guardian”. – Wszędzie, gdzie działamy, oferujemy pracownikom bardzo konkurencyjne warunki. Już teraz dajemy tyle, ile domagają się związki. Przykłady? Po pierwsze godzinowa stawka na poziomie 15,30 USD, czyli ponad dwukrotnie więcej niż najniższa krajowa (7,25 USD za godzinę), a do tego wspomniane przez chwalącego Amazona pracownika 50-procentowe dopłaty do programu 401k oraz opieka lekarska.
– Gdybym mógł porozmawiać z prezydentem, z członkami Kongresu, zapytałbym ich, czy naprawdę chodzi tu o pracowników. Czy może o wielkie pieniądze? – zastanawiał się J.C. Thompson.
To nie Wall Street zbudowała Amerykę
Pytanie do prezydenta nie pojawia się przypadkiem. Nie bez presji ze strony związkowych central głos w sprawie pracowników Amazona zabrał Joe Biden. Nawet jeśli zrobił to z pewnym ociąganiem (po czterech tygodniach od rozpoczęcia głosowania w Alabamie), to w nagraniu udostępnionym w mediach społecznościowych 1 marca wyraził się bardzo jasno.
– To nie Wall Street zbudowała Amerykę. Zbudowała ją klasa średnia. A klasę średnią zbudowały związki zawodowe. (…) Związki zawodowe wzmacniają wasz głos, gdy mówicie o sprawach związanych ze zdrowiem, z bezpieczeństwem, z wyższymi płacami. Chronią przed dyskryminacją rasową i wykorzystaniem seksualnym.
Z ust Bidena nie padło słowo „Amazon”, ale dla każdego było oczywiste, o czyich pracownikach prezydent mówił. Zwłaszcza wtedy, gdy stwierdził, że „w Alabamie i innych miejscach w Stanach Zjednoczonych” pracownicy głosują w sprawie przystąpienia do związku zawodowego. Trudno to nazwać aluzją. To bezpośrednie nawiązanie do zakładów internetowego giganta.
– Chciałbym zostać dobrze zrozumiany: nie do mnie należy decyzja o tym, czy ktoś zapisze się do związku. Ale by było to jeszcze bardziej jasne: ta decyzja nie należy również do pracodawcy. Decyzja o dołączeniu do związku należy do pracowników. Kropka. (…) Nie ma tu miejsca na zastraszanie, na przymus, na groźby czy antyzwiązkową propagandę – stwierdził Biden, po czym, może nieco zbyt teatralnie grożąc palcem, dodał: – Żadnemu przełożonemu nie wolno pytać podwładnego o jego zdanie na temat związków zawodowych.
Gdy bogaci się bogacą…
Wspomniane głosy wychwalające warunki w Amazonie giną w chórze skarg. Te dotyczą nie tylko – przez wielu uważanych za absurdalne – sposobów kontroli pracowników, monitoringu ich zachowania, a nawet, jak twierdzą niektórzy, rozliczania częstotliwości wizyt w toalecie czy przerw na łyk wody lub wymianę rękawiczek ochronnych. To rozwiązania obowiązujące globalnie, w całej firmie. Ci, którzy znają BHM1 od wewnątrz – zarówno obecni, jak i byli pracownicy – mówią jednak także o kłopotach występujących przede wszystkim w tym konkretnym zakładzie. Gdy otwarto go w marcu 2020 roku, pozwalano na przykład załodze na noszenie przy sobie telefonów komórkowych. Po pewnym czasie zasadę tę zmieniono diametralnie, a smartfony lądowały w szafkach przed wejściem na do magazynu. Informację o nowym zarządzeniu przekazano, wyświetlając ją na terminalach używanych przez pracowników. Podobnie było, gdy w lipcu zniesiono nielimitowane bezpłatne urlopy, z których dotąd mogli korzystać zatrudnieni w Bessemer. Komu się nie podoba – do widzenia. Dyskusji z przełożonymi nie było. Komunikacja miała szwankować na każdym kroku, a to powodowało tarcia, zwolnienia… i pomogło wykiełkować pomysłowi na założenie związku. Jednak ludzi może też najzwyczajniej wkurzać jeszcze jedno: nikt w czasie pandemii nie zarobił tyle, ile założyciel Amazona, jego ustępujący szef, najbogatszy człowiek świata, Jeff Bezos. Obok niego na podium stają Elon Musk, założyciel przedsiębiorstw PayPal, tesla, spacex, i Bernard Arnault, prezes koncernu LVMH, wymieniając się miejscami w zależności od wahnięć kursów akcji ich firm. Fortuna Bezosa powstała także dzięki pracy zwykłych pracowników magazynu, gdy oni i ich rodziny musieli często wspólnie walczyć o przetrwanie. Powołując się na dane magazynu „Forbes”, serwis 247WallSt.com obliczył, że od połowy marca do połowy października 2020 majątek Bezosa wzrósł o 90 mld dolarów (do 203 mld USD). Potem jednak zmalał i obecnie (początek marca 2021) szacowany jest na 176 mld. Oznacza to, że CEO Amazona mógłby wypłacić każdemu swojemu pracownikowi w USA premię w wysokości 90 tys. dolarów i wciąż nie stracić na pandemii ani centa.
Po stronie załogi stanęła grupa akcjonariuszy Amazona, której przewodzą szwedzkie (symptomatyczne, że nie tylko europejskie, lecz także skandynawskie) fundusze Folksam i Ohman. W liście do zarządu Amazona zażądała ona przerwania antyzwiązkowej kampanii. Zarzuciła przy tym firmie działanie wbrew własnym Globalnym Zasadom Wynikającym z Praw Człowieka (Global Human Rights Principles), które zwracają uwagę na prawo pracowników do „zakładania związków zawodowych lub innych działających zgodnie z prawem organizacji, dołączania lub niedołączania do nich bez zagrożenia” jakąkolwiek formą opresji. To cenny gest, ale wciąż tylko gest. Podpisani pod listem reprezentują inwestorów posiadających udziały na poziomie około 20 mld dolarów. Amazon jest wart na giełdzie 1,5 bln.
Alabama nie lubi związków…
Mimo poparcia prezydenta USA, grupki europejskich inwestorów, twardych zarzutów, wściekłości i rozgoryczenia dużej części załogi, wynik głosowania dotyczącego stworzenia związku zawodowego pozostaje niewiadomą. Niekoniecznie dlatego, że zadowolonych jest nadzwyczajnie wielu. Powodem może być to, że Alabama nie jest miejscem, w którym działalność związkowa cieszy się szczególnym poważaniem. Należy do 27 stanów, w których obowiązuje tzw. right-to-work, przepis pozwalający m.in. niezrzeszonym pracownikom na niewnoszenie opłat związkowych. Nic zaskakującego? Nie do końca. Gdy związki zawodowe negocjują zbiorowe układy pracy, robią to nie tylko w imieniu swoich członków, lecz także wszystkich zatrudnionych w danej firmie czy w danym zakładzie. Gdy wywalczą podwyżki, otrzyma je cała załoga, a nie tylko ta jej część, która nosi legitymację związkową. Gdy podejmują inicjatywy mające zwiększyć bezpieczeństwo pracy, skrócić jej godziny czy poprawić warunki, robią to także w imieniu niezrzeszonych. Stąd przepis pozwalający w części USA na nakładanie opłat na wszystkich pracowników zakładów, w których działają związki. Dowodem na to, w jak trudnym otoczeniu postanowił działać RWDSU, jest fakt, że w Alabamie istnieje jedyna na świecie fabryka firmy Mercedes-Benz, w której nie ma komórek związków zawodowych. Kolektywizm nie przyjął się w hołdujących indywidualizmowi Stanach Zjednoczonych, a już z pewnością nie w Alabamie.
… Europa pozwala im działać
Rozpoczynając międzynarodową ekspansję, Jeff Bezos zdawał sobie sprawę z tego, że Ameryka i Europa to dwa różne światy. W różnych obszarach, a prawa pracownicze są jednym z nich. Gdy w USA wciąż aktualne jest pytanie o to, czy pracownikom firmy uda się po raz pierwszy zjednoczyć, prezesi oddziałów na Starym Kontynencie raz po raz muszą mierzyć się z siłą niezadowolonych, działających pod egidą związków załóg. Już na początku pandemii niemieccy pracownicy wymusili na swoich szefach modyfikacje w organizacji pracy, dzięki którym przed rozpoczęciem zmiany nie musieli zbierać się w dużych grupach, by ruszyć na swoje stanowiska. We Włoszech trzeba było 11-dniowego strajku, by firma zgodziła się na dodatkową pięciominutową przerwę higieniczną. We Francji sąd stanął po stronie pracowników i zdecydował, że Amazon ma sprzedawać wyłącznie artykuły pierwszej potrzeby, by nie narażać swoich ludzi. W Polsce w grudniu, w ramach międzynarodowej akcji Make Amazon Pay, przeprowadzono blokadę dróg prowadzących do podwrocławskiego magazynu WRO1. Na jego teren nie mogło wjechać około 80 TIR-ów. Powodem protestu była zaproponowana wysokość grudniowych premii – znacznie niższych od tych, które zaoferowano pracownikom w innych europejskich krajach (600 zł brutto wobec 300 euro w Niemczech, Francji czy Hiszpanii i 300 funtów w Wielkiej Brytanii). Akcję wspierali, choć nie brali w niej bezpośrednio udziału, członkowie związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza, działającego w polskim Amazonie. Za amerykańskich kolegów trzymają kciuki, ale wiedzą, że nawet jeśli związek powstanie, niewiele może się zmienić od razu.
– Dla Amazona związki zawodowe to organizacje zewnętrzne, firma nie traktuje ich jak swojej części – tłumaczy Agnieszka Mróz z działającej od 2014 roku komisji Inicjatywy Pracowniczej w polskim oddziale firmy. – Dlatego najważniejsze jest, by budowanie związku w BHM1 w Bessemer miało silny pracowniczy charakter, a nie było przede wszystkim efektem odgórnego działania centrali związkowej. Doświadczenia polskich, a w największym stopniu niemieckich pracowników pokazały, że najsilniej na Amazon działa presja zorganizowanej załogi. To dzięki niej udało się wywalczyć podwyżki czy zakaz zwolnień za tzw. negatywne feedbacki, czyli niewystarczające, zdaniem koncernu, realizowanie celów związanych z produktywnością czy jakością. Jak mówią polscy związkowcy, droga zmian jest jednak długa i – prawdopodobnie – nie ma kresu.
– By ta firma stała się przyjaznym miejscem pracy, musiałyby się zmienić jej fundamenty. Jeśli dziś od podstaw pomyślana jest tak, że na przykład skaner, którego używa pracownik, ma być jednocześnie narzędziem jego monitorowania, rejestrowania najdrobniejszych uchybień przeciw wyśrubowanym normom wydajności, oznacza to, że takie podejście do członków załogi jest po prostu immanentną częścią filozofii Amazona.