Czym grozi Lex Czarnek?

Czym grozi Lex Czarnek?

Co jest lepsze w procesie rozwoju edukacyjnego i kreowaniu wybitnych umysłów nowoczesnego państwa: swoboda twórcza czy bat nad głową? Ministerstwo Edukacji Narodowej nie ma wątpliwości, że znalazło jedyną słuszną odpowiedź. Ustawa Lex Czarnek jest w toku.

„Tak bowiem, jako słabe są wojska, jeżeli nie ma w domu rozumu i dobrej rady, tak samo próżną jest nauka i rozum daremny, jeśli w sposobnym czasie nie okażą się w czynach i w działaniu”.

                                               Z listu Tęgospusta do Gargantui
                                               François Rabelais, Gargantua i Pantagruel

Napisana 600 lat temu powieść Gargantua i Pantagruel jest w dużej mierze krytyką ówczesnej zacofanej oświaty. W przytoczonym wyżej fragmencie listu wielkolud Tęgospust pisze synowi, że edukacja, która nie przyda mu się w życiu, jest stratą czasu. Tymczasem Gargantua prowadzony przez nauczycieli „przez pięć lat i trzy miesiące” uczył się abecadła, a z przestarzałych podręczników czytał dzieła „mistrzów Pyskatego, Nicpotem, mistrza Jana Ciołka, Stękały, Kujona i wielu innych: na czym zeszło więcej niż osiemnaście lat i jedenaście miesięcy”. W końcu ojcu doradzono, „iż lepiej by było chłopcu niczego się nie uczyć, niż uczyć się z takich książek pod takimi preceptorami”. Załamany Tęgospust zdawszy sobie sprawę ze zmarnowanego czasu i kompletnie bezwartościowej edukacji swojego potomka. próbuje zamordować mistrza Zakutą Pałę, nauczyciela Gargantui, od którego to czynu z trudem udaje się go powstrzymać.

Wydawać by się mogło, że XVI-wieczna powieść nijak się ma do rzeczywistości drugiej dekady XXI wieku. Jednak ostatnie tygodnie dowodzą, że śmiech mistrza Pały w najlepsze niesie się echem nad Wisłą. Mamy 2021 rok, katastrofę klimatyczną, rewolucję technologiczną i prowadzoną głównie podprogowo wojnę hybrydową przeciwko demokracjom, w której słabym ogniwem najczęściej okazuje się słabo wyedukowana część społeczeństwa. Wszelkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że czymkolwiek świat będzie jutro, nie będzie takim, jakim go sobie wyobrażamy. Pojawia się naturalne pytanie: jak Polska przygotowuje przyszłe pokolenia na nieuchronnie nadchodzące nieznane? Jak zabezpieczamy się przed niepewną przyszłością? Otóż okazuje się, że podstawowymi narzędziami są tutaj: groźba kary więzienia, kij i marchewka.

W konsultacjach społecznych są obecnie projekty ustawy o zmianie ustawy – Prawo oświatowe oraz niektórych innych ustaw. Projekty te znane są już powszechnie jako „lex Czarnek” od nazwiska obecnego ministra edukacji, który za sprawą swoich dosadnych wypowiedzi w niecały rok stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiej polityki. Na proponowanych przez resort edukacji zmianach suchej nitki nie pozostawiły organizacje obywatelskie, takie jak Związek Nauczycielstwa Polskiego, jak również naukowcy. Zmiany właściwie wywracają do góry nogami kompromis osiągnięty ponad dekadę temu, w 2009 roku, kiedy to ministerstwo edukacji narodowej, na czele którego stała wówczas Katarzyna Hall, wydało rozporządzenie w sprawie nadzoru pedagogicznego, które zasadniczo zmieniło funkcjonowanie systemu oświatowego w Polsce. Głównym narzędziem nadzoru kuratorskiego stała się ewaluacja. System oparty na ewaluacji nie był doskonały, ale pozwalał placówkom na względną autonomię w realizacji programu nauczania. Szkoły mogły również czerpać z bogatej oferty programów organizacji pozarządowych, które prowadziły zajęcia w placówkach. Po 12 latach okazało się, że dla nowego ministra edukacji ewaluacja i wspomaganie nie są częścią uznawanego systemu wartości. Zmiany mają oznaczać przywrócenie kontroli jako naczelnej zasady nadzoru. Gajowy przyszedł i rozgonił towarzystwo.

Większy niepokój projekt zmian budzi w szkołach publicznych, podległych samorządom, nad którymi ministerstwo przez swoich kuratorów chce sprawować właściwie nieograniczoną kontrolę. Minister Czarnek czyni zakusy także na szkoły niepubliczne, dlatego forsowane zmiany budzą sprzeciw także w tym sektorze edukacji.

– To niewytłumaczalne – nie kryje oburzenia polską polityką oświatową Zygmunt Puchalski, prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego, które prowadzi prawie 100 szkół społecznych w kraju. – Od czasu reformy minister Zalewskiej obserwuję pogłębiającą się degradację oświaty. Komentując obecne plany ministerstwa podkreśla, że naczelnym argumentem wszelkich zmian w edukacji powinien być rozwój dziecka. – Ostatnie 30 lat działania szkół społecznych pokazuje, że nowoczesna szkoła powinna nie tyle nauczać, co tworzyć warunki do uczenia się. Nie tłamszenie i centralne zarządzanie, ale autonomia daje młodemu człowiekowi szansę na dobry start w szybko zmieniającym się świecie. To z niej czerpie się samodzielność i chęć do poszukiwań. – dodaje Puchalski.

Powodem zainteresowania się władzy szkolnictwem niepublicznym jest wzrost jego popularności w ostatnich latach. Według serwisu dane.gov.pl w roku szkolnym 2019/2020 w Polsce działało ponad 39 tys. szkół, w tym 11 tys. niepublicznych. Reformy Czarnka budzą sprzeciw większości z nich. Potwierdza to prosząca o anonimowość nauczycielka ze szkoły niepublicznej w zachodniej Polsce: –: – Większość nauczycieli w mojej szkole ma poglądy konserwatywno-prawicowe, co nie zmienia faktu, że widzą zapaść, w której znalazła się polska szkoła i krytycznie odnoszą się do „deform” zapoczątkowanych przez Annę Zalewską, kontynuowanych przez Piątkowskiego, a teraz dobijania oświaty przez ministra Czarnka. Nie wierzy również, że postawienie na czele resortu byłego wojewody lubelskiego, słynącego z wyrazistych wypowiedzi, to przypadek. – Przemysław Czarnek to troglodyta i dzięki tej „kompetencji” został wybrany na to stanowisko. – uważa. – Jego obraźliwe wypowiedzi mają odwrócić uwagę od najważniejszego: polska edukacja jest w zapaści i o tym powinniśmy rozmawiać. Niestety, zamiast tego mamy sytuację, w której minister powie coś kontrowersyjnego, część społeczeństwa mu przyklaśnie, pozostała będzie protestować i władza osiąga swój cel – nikt nie rozmawia o edukacji, tylko o „cnotach niewieścich”.

Sieć Organizacji Społecznych dla Edukacji – platforma ponad dwudziestu ogólnopolskich organizacji pozarządowych zajmujących się edukacją i partycypacją obywatelską, podsumowuje: „kolejny etap zakrojonego na dużą skalę programu ponownej centralizacji systemu oświaty przez poddanie szkół odgórnej biurokratycznej i ideologicznej kontroli”. „Zapowiedziane zmiany uderzają także w samodzielność szkół w zakresie tworzenia programu nauczania oraz programu profilaktyczno-wychowawczego” – pisze z kolei profesor Hubert Izdebski w analizie dla forum Idei Fundacji Batorego. Wydaje się, że po raz kolejny są to głosy wołających na puszczy.

Tymczasem partia wyciąga karzącą rękę w stronę potencjalnych wichrzycieli. Jedną z największych kontrowersji nowych przepisów są te dyscyplinujące dyrektorów. Zarówno karne, jak i te dotyczące ich powoływania i odwoływania.

– Zamierzeniem przepisów mówiących o sposobie powołania i odwołania dyrektorów jest zdyscyplinowanie dyrektorów, którzy chcieliby wejść w otwarty konflikt z kuratorium oświaty, nie wykonując zaleceń pokontrolnych nadzoru. Grupa takich dyrektorów dotychczas nie była liczna, nie wiemy, jak będzie w przyszłości i jak te przepisy będą wykorzystywane – komentuje Jędrzej Witkowski, prezes zarządu Centrum Edukacji Obywatelskiej. Podważa również zasadność wprowadzania zmian, które uderzą w działalność organizacji społecznych w szkołach: – Jako CEO wskazujemy, że obecnie istniejące przepisy nie wymagają zaostrzania, gdyż już teraz rodzice mogą nie wyrażać zgody na udział swojego dziecka w określonych zajęciach, jeśli te kolidują z ich światopoglądem. I dodaje: – Zapowiadane zmiany w prawie oświatowym będą miały efekt zniechęcający do podejmowania tego typu działań. Samo skomplikowanie procedur potrzebnych, aby szkoła otrzymała zgodę na współpracę z NGO-sem, sprawi, że organizacja dodatkowych aktywności dla uczniów stanie się dla placówki przysłowiową drogą przez mękę. Przewidując możliwe reperkusje wprowadzanych zmian, prezes zarządu CEO podkreśla: – W kłopotach znajdą się organizacje prowadzące jakiekolwiek zajęcia z uczniami, w tym te wyrównawcze dla dzieci z najtrudniejszych środowisk. I to dzieci zapłacą najwyższą cenę za wprowadzenie tych zmian.

Wtóruje mu Filip Pazderski, ekspert Instytutu Spraw Publicznych. – Prewencyjna kontrola organizacji pozarządowych, które działają w szkołach, to jedna z rzeczy, która niepokoi mnie w tych zmianach najbardziej. Pazderski zwraca jednocześnie uwagę na furtkę, którą projekt rządowy zostawia organizacjom finansowanym przez państwo. Niebezpieczne jest to, że w art. 86 ustawy o zmianie ustawy – Prawo oświatowe z wymogu przejścia przez skomplikowane procedury wyłączono podmioty finansowane przez administrację publiczną. Państwo może więc tylnymi drzwiami wprowadzić do szkoły wybrane organizacje według własnego uznania, nie pozostawiając placówce wyboru, w myśl zasady: albo skorzystacie z naszej oferty, albo nie będziecie mieli żadnych zajęć dodatkowych.

Ruch ministerstwa jest o tyle niepojęty, że dotychczasowa współpraca z organizacjami pozarządowymi przynosiła państwu, a zwłaszcza resortowi oświaty, liczne korzyści. Ryzyko takiej blokady naświetla Pazderski: – Do tej pory ministerstwo nie było w stanie własnymi siłami wypełniać  braków w kompetencjach  nauczycieli, na przykład jeśli chodzi o korzystanie w nauczaniu z nowych technologii czy przygotowanie nauczycieli do kształtowania kompetencji niezbędnych w XXI wieku. Dlatego  chętnie korzystało w tym zakresie z działań prowadzonych przez organizacje społeczne, które posiadają kompetentne kadry, będące w stanie przeprowadzić specjalistyczne warsztaty. Ponadto organizacje na taką działalność często same pozyskują środki od podmiotów prywatnych. 

A co z tematem, który też pojawia się ostatnio w przestrzeni publicznej, a związany jest ze zmianami w programie nauczania? Żołnierze wyklęci, Jan Paweł II w lekturach? – To jest ta część polskiej rozmowy o edukacji, która prowadzona jest powierzchownie i ma niewielkie przełożenie na to, co w praktyce dzieje się w szkole. – stwierdza Jędrzej Witkowski. – Wychowanie do życia w rodzinie, etyka, nauczanie historii; to tematy o których pojedyncza wzmianka powoduje, że spór wokół szkoły zaognia się, a nasza debata o edukacji staje się bardziej coraz bardziej spolaryzowana.

Zgadza się z nim wspomniana wcześniej nauczycielka: – Jeżeli ktoś myśli, że za pomocą zmian w programie nauczania, dodając żołnierzy wyklętych do podręczników historii i Jana Pawła II do kanonu literatury, zbuduje „nowego człowieka”, odpowiadam, że to bzdury. Efekt będzie odwrotny. Dodaje z rezygnacją: – Po reformie Czarnka pogłębi się jeszcze bardziej szczelina pomiędzy otwartą i konserwatywną częścią społeczeństwa. O dzieciach już dawno zapomniano.

Wątpliwości co do losów reformy nie kryje też Zygmunt Puchalski:  – Nie mam najmniejszych wątpliwości, że 16 kuratorów nie zapanuje nad ponad 39 tysiącami szkół w Polsce. Żadna kontrola nie jest w stanie zastąpić ewaluacji i oceny. Żeby placówka edukacyjna mogła działać i rozwijać się, aby szkoła była jeszcze lepsza, trzeba o niej rozmawiać, badać edukacyjne trendy, wspomagać rozwój kadry. Nie da się tego zrobić przez kontrolę i zastraszanie.

Są jednak i inne głosy, nie wyrażone wprost. W przeprowadzonym pod koniec czerwca sondażu minister Czarnek cieszył się zaufaniem 29% badanych. Pytam w jednej ze szkół niepublicznych imienia papieża Polaka o stosunek do reformy. – Nasza szkoła działa od 10 lat i nie mieliśmy żadnych problemów [z kuratorium]. Jeśli szkoła posiada dobry zarząd, to nic złego się nie dzieje – odpowiadają. – W jakim sensie dobry? – dopytuję. – Potrafi ocenić, które działania służą szkole, a które nie – słyszę.

Ufam, że pan minister wizytujący tę placówkę byłby z tej odpowiedzi bardzo zadowolony, nawet jeśli na pierwszym miejscu postawiono dobro szkoły, a nie dzieci. Konformizm ma w Polsce długie i rozległe tradycje, pozostaje jednak pytanie, czy jest to postawa, którą chcemy zaszczepić kolejnym pokoleniom na trudne i nieprzewidywalne czasy. 

Jakub Jaskółowski –  koordynator projektów edukacyjnych, publicysta, grafik i twórca gier. 

KOMENTUJ: