Wychować społecznego przedsiębiorcę

Wychować społecznego przedsiębiorcę

Do ekonomii w szkołach powinniśmy podejść holistycznie, patrząc szeroko. Gdy ktoś w wieku 25 lat po raz pierwszy zetknie się ze światem finansów i przedsiębiorczości, kiedy podejmie pierwszą pracę i będzie zmuszony rozliczyć pierwszą deklarację podatkową, nie dziwmy się, że upłynie dużo czasu, zanim zrozumie ideę współdzielenia.

Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał. Tak w jednym zdaniu można ująć potrzebę edukacji młodzieży. Ta zasada dotyczy nie tylko podstaw programu edukacji szkolnej, lecz także postaw społecznych i nowego spojrzenia na biznes, kapitał oraz rynek pracy. Za kilka lat pokolenie Y i Z, czyli ci, którzy urodzili się po ustrojowych przemianach lat 80., będzie stanowiło aż 75% siły roboczej na świecie.

Z badań wynika, że generacja ta różni się od poprzednich nie tylko tym, że biegle posługuje się narzędziami elektronicznymi i nie pamięta świata bez internetu. Jej przedstawiciele wychowali się w czasach względnego dobrobytu, więc chęć zarabiania pieniędzy za wszelką cenę nie jest dla nich priorytetem. Z badania „The 2015 Deloitte Millennial Survey. Mind the gaps” wynika, że młodzi ludzie nie mają złudzeń co do zbyt małej roli, którą dziś w życiu społecznym odgrywa biznes. Sami natomiast wysoko stawiają chęć zmieniania swojego najbliższego otoczenia na lepsze. Aż 75% badanych uważa, że firmy skupiają się przede wszystkim na własnych interesach, zamiast przyczyniać się do poprawy sytuacji ogółu. Jednocześnie tylko 17% ankietowanych uważa, że biznes faktycznie podejmuje działania w kierunku pozytywnej społecznej zmiany. 

Co ciekawe, o pozytywnym wpływie biznesu w większym stopniu przekonani są młodzi ludzie z rynków wschodzących, gdzie taką odpowiedź wybrało 82% badanych.

***

Co zatem zrobić, żeby „wychować” przedsiębiorców, którzy w przyszłości, zamiast bezwzględnie stawiać tylko na zysk, wdrożą także cele społeczne?

– Po prostu ich tego nauczyć – uważa Bob Kamiński ze Spółdzielni Fajna, współtwórca Inkubatora Przedsiębiorczości Szkolnej, czyli klastera zrzeszającego różne podmioty, których celami są: wskazanie możliwości, przygotowanie i wspieranie zespołów młodzieżowych przedsiębiorców społecznych, jak również zainicjowanie, wzmożenie i sformalizowanie działań związanych z aktywizacją społeczną środowisk szkolnych i uczniowskich wspomagających rozwój przedsiębiorczości społecznej.

–  Do ekonomii w szkołach powinniśmy podejść holistycznie, patrząc szeroko. Gdy ktoś w wieku 25 lat po raz pierwszy zetknie się ze światem finansów i przedsiębiorczości, kiedy podejmie pierwszą pracę i będzie zmuszony rozliczyć pierwszą deklarację podatkową, nie dziwmy się, że upłynie dużo czasu, zanim zrozumie ideę współdzielenia – ocenia.

Mimo że polski system przy wsparciu Ministerstwa Edukacji, Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej zakłada innowacje w obszarze edukacji i pracy, to z realną pomocą we wdrożeniu nowatorskich rozwiązań przychodzą właśnie organizacje pozarządowe.

Rośnie liczba podmiotów trzeciego sektora, które podejmują aktywne działania na rzecz promowania wśród uczniów idei ekonomii społecznej.

– Żyjemy w świecie, gdzie dominuje liberalna definicja ekonomii. Myślimy o przedsiębiorczości jako o działaniach skierowanych na zysk, opartych na relacji pracodawca – pracownik – uważa Sylwia Frankowska z Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej w Poznaniu, specjalistka do spraw edukacji i współpracy. ROPS Poznań, wraz z Ministerstwem Rodziny i Polityki Społecznej, ROPS Kraków oraz Uniwersytetem Warszawskim są partnerami w projekcie dotyczącym wzmocnienia systemu wsparcia dla podmiotów ekonomii społecznej, w którym jednym z zadań są działania edukacyjne dla nauczycieli, opiekunów i uczniów wyższych klas szkół podstawowych.  

Zdaniem Frankowskiej warto pokazać młodzieży inne spojrzenie na przedsiębiorczość jako ideę wspólnych wartości i działań opartych na spółdzielczości, solidarności, współtworzeniu i wspólnej odpowiedzialności. Organizatorzy projektu chcą zwrócić uwagę uczniów, że nie tylko indywidualne działania nastawione na siebie dadzą im zawodowy sukces. Chcą pokazać, jakie korzyści niesie wspólnota i praca zespołowa, uważna na lokalne potrzeby.

Prymat człowieka nad zyskiem, współpraca zamiast rywalizacji, demokratyczne zarządzanie mogą pomóc stworzyć gospodarkę, która w centrum stawia człowieka. Są także odpowiedzią na problemy, z którymi mierzą się współczesne społeczeństwa, takie jak marginalizacja niektórych grup społecznych, napięcia związane z nierównościami, brak wiedzy na temat alternatywnego prowadzenia przedsiębiorstwa oraz brak umiejętności budowania sprawiedliwej gospodarki opartej na wartościach.

To właśnie przedsiębiorczość społeczna zakorzeniona zarówno w biznesie, jak i w potrzebach społecznych sprzyja budowie społeczeństwa otwartego na potrzeby słabszych, dbającego o ekologię i równowagę klimatyczną, w którym zasoby dzielone są sprawiedliwie, z uwzględnieniem potrzeb jednostki.

– Pozytywny wpływ przedsiębiorczości społecznej na gospodarkę został zauważony przez Unię Europejską. Okazało się, że funkcjonowanie przedsiębiorstw społecznych, w tym spółdzielni, sprzyja utrzymaniu zatrudnienia i stabilizacji sytuacji gospodarczej[1]. Na spółdzielczość stawiają wreszcie państwa wysoko rozwinięte – jej udział w PKB Finlandii sięga nawet 20% PKB. Spółdzielczość dobrze rozwija się także we Francji (14%), Włoszech (9%) czy w Niemczech (9%). Polska z udziałem ok. 3% PKB znajduje się raczej na końcu unijnej stawki – czytamy wyliczenia na stronie przedsiebiorczosc-społeczna.pl.

Strona internetowa to jedno z narzędzi upowszechniających wiedzę na temat przedsiębiorczości społecznej opracowane w ramach projektu ROPS z Poznania. Oprócz tego powstał program edukacyjny „Współpraca zamiast rywalizacji” dla klas 6–8, przygotowano także podręcznik Spółdzielcy na start, który będzie dostępny w formie PDF i epub.

– Celem pierwszego etapu prac jest stworzenie narzędzi dla uczniów i zestawu praktyk dla nauczycieli. To od nich należy zacząć, bo jeśli dorośli nie wiedzą, czym jest ekonomia społeczna i jakie są jej zalety, trudno wymagać tego od młodzieży – kwituje Frankowska.

***

Spółdzielnie uczniowskie to kolejny obszar działań osób zaangażowanych w promocję idei ekonomii społecznej.

– To w Polsce powstała pierwsza spółdzielnia uczniowska, na dodatek już w 1900 roku! W tej materii mamy najdłuższą i bogatą tradycję – wspomina Bob Kamiński. Jeszcze pięć lat temu było około 300 takich spółdzielni na terenie Polski. Dziś jest ich niemal o połowę mniej. Większość prowadzi sklepiki szkolne, ale zdarzają się też takie inicjatywy, jak organizowanie eventów szkolnych albo spółdzielnie rzemieślnicze, na przykład fryzjerskie, prowadzone przez uczniów szkół zawodowych i techników.

– Taka aktywność przygotowuje młodzież do tego, żeby żyło jej się lepiej, niż nam teraz – uważa Anna Bulka, prezeska Fundacji Rozwoju Spółdzielni Uczniowskich.

Celem fundacji jest przede wszystkim wspieranie rozwoju spółdzielni szkolnych, zwłaszcza opiekunów, którzy patronują inicjatywom w swoich szkołach. Fundacja organizuje także cykliczny konkurs na najlepszą spółdzielnię uczniowską.

– Ekonomii nie nauczymy młodzieży „na sucho”. Już ośmiolatek nie chce bawić się plastikowymi monetami. Tworząc miejsca, gdzie młodzież może „na poważnie” zmierzyć się z przedsiębiorczością, uczymy jej nie tylko zaradności i kreatywności, lecz także współodpowiedzialności, inwestycji i mądrego ryzyka, a to przecież w biznesie jest najważniejsze – przekonuje Bob Kamiński. Wie, co mówi, bo sprawdził to na własnej skórze. W latach 70. należał do spółdzielni uczniowskiej. – Gdy raz zrobiliśmy tysiąc kanapek naraz, a potem mroziliśmy je i jedliśmy całymi tygodniami, zapamiętałem tę naukę. Najważniejsze to zbadać popyt, a dopiero potem brać się do produkcji – dziś tamto doświadczenie wspomina ze śmiechem.

Skoro więc w polskiej kulturze leży idea spółdzielni uczniowskiej, dlaczego ta praktyka jest tak rzadko wdrażana do szkół?

Przyczyną może być brak odpowiedniego ustawodawstwa. Nie ma bowiem szczegółowych przepisów, które określałyby sposób funkcjonowania spółdzielni uczniowskich. Dziś kooperatywy uczniowskie działają trochę na zasadzie wolnej amerykanki, prawa zwyczajowego i art. 86 Prawa Oświatowego, a ich być albo nie być zależy od decyzji dyrektora. Zdaniem specjalistów znacznie pomogłoby sprawie wpisanie statusu spółdzielni uczniowskich do prawa oświatowego, tak jak to jest w przypadku samorządów uczniowskich, ZHP i innych podmiotów. Dopóki szczegóły nie są uregulowane prawnie, całkowita odpowiedzialność spada ostatecznie na dyrektora, a wcześniej na nauczyciela (nauczycielkę, bo w znakomitej większości zajmują się tym kobiety), który podjął się patronować inicjatywie.  To w jego gestii leży dopilnowanie rozliczeń i sprawozdań. Opiekun ma mnóstwo dodatkowej pracy wykonywanej po godzinach, za którą najczęściej nie dostaje żadnego wynagrodzenia, więc trudno się dziwić, że nauczyciele nie zawsze zachęcają uczniów do takiej aktywności. Na spadek aktywności spółdzielczości uczniowskiej nałożyło się także rozporządzenie Ministra Zdrowia z 2015 roku w sprawie produktów spożywczych dopuszczonych do sprzedaży dzieciom w jednostkach systemu oświaty oraz wymagań, jakie muszą spełnić środki spożywcze stosowane w ramach żywienia zbiorowego dzieci i młodzieży w tych jednostkach. Wprawdzie nikt nie ma wątpliwości, że ograniczenie cukru w dostępnym asortymencie było słuszne, ale nie stworzono alternatywnej listy produktów pożądanych, a co za tym idzie, wiele spółdzielczych sklepików, choćby z obawy przed szczegółowymi kontrolami, zrezygnowało z działalności.  

– Opiekunowie spółdzielni uczniowskich mają dużo obowiązków, ale nigdy – a współpracujemy od lat – nie spotkałam się z sytuacją, żeby żałowali włożonej pracy i trudu. Ci, którzy mają styczność z taką inicjatywą, na własne oczy widzą, jak wielką wartość edukacyjną mają te pomysły, jak rozwijają, uwrażliwiają i uczą młodzież dojrzałości społecznej . Dlatego trzeba je zauważyć i wesprzeć. Cóż stoi na przeszkodzie, żeby chociażby samorządy wsparły spółdzielnie uczniowskie, proponując na przykład wsparcie księgowości – pyta retorycznie Frankowska.

***

Zdaniem Soni Malawskiej, socjolożki z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych FISE, popularyzację ekonomii społecznej warto zacząć choćby od zmiany nomenklatury. Spółdzielnia w Polsce źle się kojarzy, w mniemaniu wielu jest to relikt ubiegłej epoki. A w praktyce przecież niczym się nie różni od modnych ostatnio i słusznie wspieranych kooperatyw.

– Przedsiębiorczość społeczna w szkołach to nic innego jak tylko przygotowanie młodzieży, żeby w przyszłości żyło jej się lepiej – uważa Sonia Malawska.

W ramach projektów FISE Sonia Malawska współrealizuje europejski projekt Coop Camp, który zakłada stworzenie namiastki międzynarodowej kooperatywy łączącej szkoły średnie techniczne i zawodowe w siatkę spółdzielczości. W programie wzięło udział pięć państw Unii Europejskiej: Polska, Szwecja, Belgia, Hiszpania i Włochy.

– Pracowaliśmy z młodzieżą, która lada moment zdobędzie zawód, wejdzie na rynek pracy i stanie przed wyborem, jak pokierować swoją karierą. Młodzi ludzie mogą według klasycznego modelu po prostu poszukać zatrudnienia u pracodawcy, ale my chcieliśmy pokazać im inną drogę. Mogą przecież stworzyć kooperatywę i samodzielnie współtworzyć demokratyczne przedsiębiorstwo, które wśród priorytetów będzie wyznawało wartości społeczne – opowiada Malawska.

Dlatego podczas warsztatów przybliżyli uczniom siedem zasad spółdzielczości. Są to: dobrowolne i otwarte członkostwo bez dyskryminacji, zasady demokratycznej kontroli i równe prawo głosu, sprawiedliwy wkład członków w kapitał spółdzielni i przeznaczanie nadwyżki na wybrane cele, anatomia i niezależność spółdzielni, zapewnienie kształcenia i szkoleń dla członków, współpraca między spółdzielniami w ramach struktur lokalnych, krajowych i międzynarodowych, troska o społeczność. W Polsce projekt objął dwie warszawskie szkoły: Technikum Mechatroniczne oraz Technikum im. Olimpijczyków Polskich o profilu gastronomicznym i hotelarskim. Oprócz cyklu spotkań, wykładów i warsztatów praktycznych program zakładał staże i wymiany uczniowskie między współpracującymi krajami. Niestety, na razie pandemia uniemożliwiła realizację zagranicznego stażu. Już wkrótce na podstawie narzędzi, które przetestowali, powstanie ogólnodostępny kurs dla chętnych szkół, który będzie dostępny na platformie e-learningowej.

***

Możliwości zapoznania się z ekonomią społeczną już od najmłodszych lat jest wiele, podobnie jak wiele jest źródeł. Jak zachęcić szkoły do czynnego uczestnictwa w tego typu programach?

Społecznicy liczą na wsparcie Ministerstwa Edukacji i samorządów, zwłaszcza że profity z takich działań edukacyjnych w przyszłości odczujemy wszyscy.

– Najwyższy czas, żeby odczarować w Polsce skojarzenie, że skoro spółdzielnia, to na pewno mieszkaniowa lub mleczarska, a z takimi skojarzeniami spotykaliśmy się podczas kompletowania szkół uczestniczących w projekcie – tłumaczy Sonia Malawska.

Zdaniem Boba Kamińskiego, zamiast mówić, trzeba zacząć działać. – Wierzymy w to, że jeśli ktoś ma interes w danym działaniu, robi to lepiej i z większym zaangażowaniem. Jeśli chcemy mieć w przyszłości przedsiębiorców odpowiedzialnych, empatycznych i nakierowanych na potrzeby wspólnoty i jeśli liczymy na to, że młodzi ludzie zasilą szeregi organizacji pozarządowych, nie ma innej drogi, niż ich sobie wychować.


[1] Tomasz Mering, Spółdzielczość a polityka Unii Europejskiej w okresie kryzysu finansowego i gospodarczego, Instytut Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego [rok wydania, strona].


Agata Jankowska – redaktorka prowadząca portal Ekonomiaspoleczna.pl. Dziennikarka specjalizująca się  w tekstach o tematyce społecznej. Wieloletnia autorka tygodnika Wprost, wcześniej związana z Przekrojem, publikowała również w Wysokich Obcasach oraz Elle. 

KOMENTUJ: