Wegawarsztat Świąteczny, czyli nie tylko zakładaniem przedsiębiorstw społecznych Fundacja żyje

Wegawarsztat Świąteczny, czyli nie tylko zakładaniem przedsiębiorstw społecznych Fundacja żyje

Bywa tak, że profesjonalistę uczy amator, prowadzący terapię zajęciową studiuje tajniki powstawania sosu do ryby, w której nie ma ryby, a emerytowana, polska dziennikarka zapamiętale dyskutuje z Filipińczykiem, choć dzieli ich gruba bariera językowa. To wszystko bywa, gdy otwarci na nowości ludzie spotkają się, by coś razem stworzyć. Tym razem, dzięki FISE stworzyli dania, których nikt by się nie spodziewał – naprawdę postne potrawy świąteczne.

Konieczność ratowania świata dla przyszłych pokoleń

Genialny filozof i komik amerykański, George Carlin, powiedział w jednym ze swych „stand-upów” że moda na „ratowanie Ziemi” to kompletna bzdura, bo Ziemia, jako planeta,  doskonale poradzi sobie bez nas i wyjdzie z każdej opresji. To prawda, jednak, jako gatunek, zamierzamy jeszcze trochę na niej zostać, a póki co, robimy wiele, by nasz jedyny dom popadł w ruinę i przestał być przyjaznym miejscem. Innymi słowy – by dalej żyć na tej biednej planecie, musimy uratować ją… dla siebie.

Być może nie wszyscy wiedzą o tym, że największym zatruwaczem ziemskiej atmosfery, gleby i wód, obok przemysłu kopalnianego, jest ten mięsny. By to pojąć, wystarczy wyobrazić sobie, że co roku, na naszych talerzach ląduje ponad 80 MILIARDÓW zwierząt rzeźnych i mowa tu jedynie o ssakach – dane te nie obejmuje „jadalnych” ptaków i mieszkańców wód, bo… te są niepoliczalne. Odkładając na bok kwestię moralną tego corocznego pogromu fauny, bo jest raczej bezdyskusyjna, zastanówmy się, jakie obciążenie dla atmosfery, gleb i wód stanowi hodowla takiej liczby żyć, które jedzą, wydalają i gdzieś egzystują. I to wszystko tylko po to, by mięso było tanie, a jego dostępność nieograniczona. A gdyby tak…

Człowiek nie musi jeść mięsa, a organizacje pozarządowe „lubią to”

Nie tylko nie musi, ale i nie powinien, a przynajmniej nie w tak ogromnych ilościach, jakie są normą w większości kultur. Nie musi też żywić się mlekiem innych ssaków niż własna mama. I świadomość tych faktów spowodowała, że z czystymi sumieniami i bez obaw o zdrowie, moglibyśmy przejść na dietę wegańską, lub choćby wprowadzić ją do życiowego menu. NGO`sy z całego świata od dłuższego czasu prowadzą akcje na rzecz oswojenia ludzi z roślinnymi potrawami.

Sprawa nie jest łatwa, bo wielu z nas nie umie wyobrazić sobie, „co w ogóle jeść”, jeśli na obiad nie będzie mielonego. Poza tym, zostaliśmy tak bardzo odcięci od Natury (nikt nie trzyma już jałówki na rzeź w przydomowej obórce i nie musi sam jej zabić i oprawić), że nasza świadomość pozyskiwania mięsa spadła do zera – „pozyskujemy” je przecież z chłodniczych półek supermarketów. Kropla jednak drąży skałę i, dzięki działaniom proekologicznych organizacji, coraz więcej ludzi zyskuje świadomość konieczności zmian.

My też mamy „mądre głowy” od weganizacji świata

W Polsce istnieje sporo większych i mniejszych organizacji, których celem jest edukacja pod kątem ekologii i dobrych zmian żywieniowych. Nie sposób wymienić i opisać ich wszystkich, jednak nazwy takie jak Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, Stowarzyszenie Empatia czy GreenREV Institute prawdopodobnie „obiły się o uszy” nawet tym, którzy nie miewają proekologicznych zainteresowań. To dlatego, że od lat prowadzą warsztaty, zajęcia edukacyjne i inne akcje, przybliżające nam sposoby życia zgodnie z Naturą – ZGODNIE, a nie zawłaszczająco.

Można by przypuszczać, że fundacji, której celem jest promocja i rozwój ekonomii społecznej, próżno szukać w takim towarzystwie – jest jednak przeciwnie: w statucie Fundacji Inicjatyw Społeczno-ekonimicznych istnieje zapis nie tylko o ochronie środowiska, ale i edukacji w tym zakresie. Poza wspieraniem merytorycznym i finansowym organizacji związanych z ekologią, organizuje własne akcje, których celem jest czynienie świata lepszym. Jak to robi? Tak, jak każą im serca, czyli edukując, jednak poprzez dobrą zabawę – w tym przypadku zajęcia z gotowania – bardzo nie byle jakiego.

Głównym celem FISE jest wspieranie i rozwój ekonomii społecznej w każdym aspekcie. Najwięcej zajęć jej członków skupia się wokół powstawania przedsiębiorstw, współpracy z członkami już istniejących lub, co też się zdarza – wsparcia i doradztwa przy zamykaniu tych, którym nie udało się zaistnieć na rynku. Nie można jednak wciąż zajmować się sprawami, wymagającymi skupienia, uważności i pełnego profesjonalizmu. Nie tylko ciężką pracą człowiek żyje. Dlatego chętnie organizuje wydarzenia, których celem, obok edukacji, jest dobra zabawa, wymiana doświadczeń i nawiązywanie relacji. Jednym z nich był bardzo nietypowy warsztat kulinarny, dofinansowany ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego, w ramach projektu „Wsparcie rozwoju ekonomii społecznej w subregionie 1”.

Jak to jest z tym postem?

Przez wieki Wigilia Bożego Narodzenia była kolacją postną, czyli bezmięsną. Bezmięsność polegała tu na niejedzeniu mięsa zwierząt lądowych i zajadaniu się rybami. Miała zatem tyle wspólnego z niepodawaniem mięsa, co serwowanie piwa bezalkoholowego o jedynie trzyprocentowej zawartości alkoholu. Od kilku lat jednak i ta zasada nie obowiązuje i w wigilijną wieczerzę można spożywać co tylko dusza zapragnie. A może by tak spróbować zorganizować ten wieczór i następujące po nim świąteczne posiłki nie tylko „bezmięsnie” w starym wydaniu, ale całkowicie „po roślinnemu”?

Ryba bez ryby i gulasz bez wołu

Ósmego grudnia w kuchni pałacyku Ksawerego Konopackiego, siedziby Domu Kultury Pragi, dziewięć osób spotkało się, by przyrządzić typowo świąteczne potrawy: śledzia z cebulką, ryby po grecku, ciasta drożdżowego i pysznego gulaszu wołowego, który często gości na polskich stołach w pierwszy dzień świąt. Niby nic takiego, gdyby nie fakt, że wśród produktów, potrzebnych do kucharzenia, nie znalazł się absolutnie żaden, pochodzący od zwierząt. Pod takim określeniem kryje się nie tylko rezygnacja z mięsa, ale też mleka i jego przetworów, czyli serów, masła, jogurtu, jajek, a nawet miodu.

Jak przyrządzić rybę po grecku bez ryby i gulasz wołowy bez wołowiny? Na to pytanie uczestnikom warsztatu odpowiedziała prowadząca, Dorota Sumińska. Z wykształcenia i wieloletniej praktyki jest lekarzem weterynarii, psychologiem zwierząt, pisarką i publicystką. Z zamiłowania – kucharką i, jak sama o sobie mówi, „matką karmicielką”, a z przekonania – prawie-weganką, bo zdarza jej się jeść jajka od „kur, które zna osobiście”. Można więc rzec, że pod względem kulinarnym jest amatorką, ale z doskonałym wyczuciem smaku i ogromną wiedzą na temat możliwości wegańskiej kuchni.

 Jako uczniowie, do wegańskiej lekcji przystąpili natomiast członkowie przedsiębiorstw społecznych, które zajmują się kulinariami: Krzysztof Widłak i Maciej Kłusek ze Sp. Soc.  Kto Rano Wstaje, Janardan Duran i Kamil Bielecki ze Sp. Soc. Słuszna Strawa, Małgorzata Turska z Domu Kultury Zacisze, Krzysztof Krakowski  ze stowarzyszenia Otwarte Drzwi, Jolanta Zientek-Varga ze Społecznego Instytutu Ekologicznego i Marta Stachowiak z FISE.

Niektórzy wprawili prowadzącą w potężne zakłopotanie – Krzysztof Widłak okazał się profesjonalnym kucharzem, którego droga zawodowa prowadziła przez kuchnie luksusowych hoteli. Mimo to, pojawił się na warsztacie pełen entuzjazmu, twierdząc, że z kuchnią wegańską nigdy nie miał wiele wspólnego i chętnie zacznie mieć. Potwierdził tym samym mało powszechne, a trafne twierdzenie, że prawdziwi zawodowcy uczą się przez całe życie. Pochodzący z Filipin Janardan Duran ze Spółdzielni Socjalnej Słuszna Strawa to z kolei muzyk, autor tekstów, tancerz, ale też… menedżer i kucharz w wegańskiej restauracji w rodzinnym kraju!

Wspólne gotowanie zbliża

Mimo że większość członków gotującej ekipy widziała się po raz pierwszy w życiu, w ciągu kilkunastu minut stworzyli paczkę przyjaciół. W ciągu czterech godzin stworzyli doskonałe i pełnowartościowe dania, których nie powstydziłby się nikt, zapraszający bliskich do świątecznego stołu. A skąd wiadomo, że „bezmięsne mięso” stanęło na wysokości zadania? „Ten gulasz mnie pozamiatał. Gdybym sam go nie gotował, nie wiedziałbym, że jest wegański”. Takie słowa padły z ust Krzysztofa, kucharza z dużym doświadczeniem i są chyba wystarczającą odpowiedzią na pytanie „i jak to się udało?”.   

Ósmego grudnia panowały soja, liście nori, cebula, czosnek, boczniaki, kasza, pasta tahini, włoszczyzna i mnóstwo przypraw. Panowało jednak coś jeszcze: duch przyjaźni, wspólnoty, dobry humor i przyjemne uczucie, że w tej kuchni nie było grama cierpienia, bo takim określeniem posługuje się Dorota Sumińska, gdy mówi o mięsie. Gotowanie łączy bardziej niż sportowa rywalizacja czy realizacja innych działań, wymagających współpracy. A gotowanie w wegańskim duchu dodatkowo budzi w człowieku poczucie, że robi coś dobrego, w sensie głębokim, ale i bardzo pierwotnym, bo to, co wyszło spod rąk spontanicznie powołanej grupy kucharskiej było naprawdę dobre.

Czy uczestnicy Wegawarsztatu Świątecznego przyrządzą którąś z przypraw tam ugotowanych? Miejmy nadzieję, że tak. Zgodnie twierdzili bowiem, że będą chcieli zaskoczyć bliskich i podać im wegańskie specjały bez uprzedzenia. I to jest chyba najlepszy sposób przekonania „zatwardziałych mięsożerców” do spróbowania czegoś zupełnie innego. Niech najpierw poczują smak, a potem zastanowią się, co właściwie wzięli do ust.

Za kilka miesięcy przyjdzie czas na powtórkę z rozrywki, bo grupa zapaliła się do zweganizowania jakże mięsnej Wielkanocy. Mięsnej i jajecznej, więc przed kimś, kto podejmie się prowadzenia kolejnego spotkania, nie lada wyzwanie. No bo jak tu podać jajka faszerowane bez jajek?

 Zależy mi na tobie, więc coś ci ugotuję   

Archetyp zgarbionej, uczesanej w koczek, zawsze uśmiechniętej babci, która piecze ciasteczka dla całej rodziny, to synonim miłości, bezpieczeństwa i ciepła domowego ogniska. Nie bez powodu. Karmienie bliskich, wspólne jedzenie, czy wspólne gotowanie, by potem razem usiąść do stołu, to niewerbalne komunikaty o zażyłości, wzajemnej trosce i chęci poczucia wspólnej przyjemności. Podobno, podczas obu wojen światowych, gdy okres Świąt Bożego Narodzenia zastawał żołnierzy zwaśnionych stron na polu bitwy, zawieszali broń i zasiadali do wspólnego posiłku. Niestety broń trzeba było kiedyś odwiesić i wrócić „do pracy”. My nie musimy wstrzymywać kul, by wspólnie gotować i jeść, najlepiej po wegańsku, będziemy mieć wtedy świadomość, że ze zrobiliśmy coś dobrego, nie tylko do jedzenia. I tego powinniśmy sobie życzyć w święta i dni powszednie – dobrych emocji, miłości i wielu chwil w towarzystwie życzliwych sobie ludzi. Najlepiej przy posiłku, który nigdy nie biegał. Smacznego!

KOMENTUJ: