Ukraińcy wyjeżdżają, a Polacy jak na razie nie wracają

Ukraińcy wyjeżdżają, a Polacy jak na razie nie wracają

Z Filipem Konopczyńskim, współzałożycielem i analitykiem Fundacji Kaleckiego, o zmianach w polskiej rzeczywistości emigracyjnej i imigracyjnej rozmawia Łukasz Komuda, redaktor portalu Rynekpracy.org.

 Łukasz Komuda: Ilu realnie imigrantów zarobkowych mieliśmy w Polsce? W jakich zawodach i branżach było ich najwięcej?

Filip Konopczyński: Według danych urzędowych na koniec 2019 roku w Polsce 420 tys. cudzoziemców posiada ważne dokumenty pobytowe – a więc ta statystyka nie obejmuje osób przebywających w Polsce w ramach ruchu bezwizowego. Kolejnych około 900 tys. pracowników jest rejestrowanych w statystykach (na przykład w ramach pracy na podstawie wizy). Do tych danych oficjalnych należy doliczyć osoby przebywające i pracujące w Polsce „na czarno” lub na podstawie fikcyjnych rozwiązań, takich jak podawanie się za studenta nieistniejącego kierunku na najczęściej niepublicznej uczelni wyższej. W związku z tym w szczytowym momencie ostatniej koniunktury w Polsce było najprawdopodobniej grubo powyżej 2 mln imigrantów, co częściowo przynajmniej zneutralizowało straty demograficzne związane z odpływem ludności w wieku produkcyjnym po akcesji Polski do UE. Najwięcej imigrantów pracuje w usługach i sprzedaży detalicznej, budownictwie, rolnictwie i przemyśle. Najczęściej gastarbeiterzy to pracownicy szeregowi obsadzający najniższe szczeble w firmach.

Większość imigracji zarobkowej do Polski ma charakter wahadłowy – przyjeżdżający pracują tu kilka miesięcy lub lat i wracają do ojczyzny. Jak to wpłynie na liczbę gastarbeiterów w nadchodzących miesiącach?

Wszystko będzie zależeć od skali kryzysu i/lub recesji w polskiej gospodarce. Mimo początkowych niepokojów fala wyjazdów Ukraińców z Polski nie okazała się wysoka, a sami zainteresowani deklarują na ogół, że zamierzają zostać w Polsce. Doraźnym problemem są natomiast kwestie logistyczne, transportowe oraz wynikające z nakazów kwarantanny dla osób przybywających do Polski z zagranicy. Duża część imigrantów nie może pozwolić sobie na wydatek rzędu kilku tysięcy złotych, który pokryłby te koszty. Niestety, polska gospodarka także zapłaci wysoką cenę za odchodzenie od standardowej umowy o pracę na czas nieokreślony. Pracujący w ramach umów cywilnoprawnych i na jednoosobowej działalności gospodarczej, którzy stracili pracę w ostatnich dwóch miesiącach, mają największe szanse na trwałe opuszczenie Polski. To samo będzie dotyczyć osób z szarej strefy. Większość z nich wróci do siebie – czyli najczęściej na Ukrainę – a potem, gdy będzie wyjeżdżać za pracą za granicę i prawdopodobnie w wyniku presji ekonomicznej, chętniej niż dotychczas wybierze inne kraje niż Polska. Takie, w których mogą liczyć na większą stabilność zatrudnienia, na przykład Niemcy. Ważnym czynnikiem może być to, czy obywatele Ukrainy będą traktowani w sposób przyjazny przez urzędników, na przykład w sytuacji czasowego kłopotu ze znalezieniem legalnej pracy. Im surowiej będą traktowani, tym częściej porzucą swoje plany czasowego czy nawet trwałego związania swojej przyszłości z naszym krajem.

Jaka część gastarbeiterów w Polsce pracowała na czarno?

Z czystą pracą „na czarno” mamy do czynienia przede wszystkim w sektorze budowlanym oraz rolnictwie. Ciężko natomiast oszacować skalę „miękkiej” szarej strefy, w której legalnie wypłacana jest tylko część pensji, a reszta trafia do pracownika „pod stołem”. Stanowi to jednak z pewnością duży odsetek osób zatrudnionych poza największymi firmami. Nie spodziewam się, aby okres dekoniunktury sprawił, że te patologie zostaną przez urzędników i właściwe służby zlikwidowane. Jedynie ewentualne ograniczenia w obrocie gotówkowym (na korzyść pieniądza elektronicznego) mogą wpłynąć na tę szkodliwą dla finansów publicznych praktykę sektora prywatnego.

Czy Polacy wracający do ojczyzny na skutek globalnego kryzysu spowodowanego pandemią i skoku bezrobocia w krajach emigracji w istotny sposób podwyższą wskaźniki bezrobocia w Polsce? Czy wypełnią oni lukę po wyjeżdżających Ukraińcach?

Powrót „unijnej emigracji” nie powinien w znaczący sposób wpłynąć na sytuację na rynku pracy. Według większości modeli powroty związane są ze wzrostem poziomu życia w kraju pochodzenia (dowodzą tego na przykład trendy migracji Turków do Niemiec i z powrotem). Może się to zmienić, wymagałoby to jednak, aby kryzys gospodarczy w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii czy Norwegii i innych popularnych kierunkach emigracyjnych był większy (i dłuższy), niż przewidują aktualne, stosunkowo optymistyczne prognozy (np. Komisji Europejskiej). Jednak nawet w takim wypadku kraje, które mają bardziej ucywilizowany, czyli bezpieczny dla zatrudnionych rynek pracy, będą w sytuacji uprzywilejowanej w stosunku do krajów takich jak Polska, w których główną przewagą konkurencyjną są niskie standardy na rynku pracy.

Czy kryzys „wygna” z Polski Ukraińców i inne grupy gastarbeiterów, na przykład przyrastającą szybko populację Nepalczyków, Banglijczyków i Indusów?

Prawdopodobnie problemy gospodarcze, takie jak wzrost bezrobocia, sprawią, że akceptacja dla liberalnej polityki migracyjnej z ostatnich lat spadnie. Konsekwencją może być ograniczenie liczby zgód udzielanych przede wszystkim osobom z polskiego punktu widzenia bardziej odległym kulturowo, pochodzącym ze wspomnianych krajów Azji Południowo-Wschodniej. Wzrost liczby osób z regionów tej części świata przewidywałbym tylko w sytuacji, gdy nastąpiłby faktyczny exodus pracowników z Ukrainy. W takim wariancie na większą skalę mogą być wdrażane na przykład pomysły przyznania prawa do pracy w Polsce obywatelom krajów takich jak Filipiny, Bangladesz czy Pakistan.

Jaki będzie bilans rąk do pracy w Polsce na skutek zmian w emigracji i imigracji?

Wydaje się, że trend imigracji do Polski ulegnie zmianie – przynajmniej do drugiego i trzeciego kwartału 2020 roku. Zmniejszy się liczba wydawanych pozwoleń na pracę imigrantów. Z drugiej strony nie spodziewam się istotnego wzrostu powrotów do Polski – przy założeniu, że przede wszystkim gospodarka Wielkiej Brytanii nie ulegnie załamaniu. Jeśli miałoby to nastąpić, bilans prawdopodobnie będzie zdecydowanie dodatni.

*Filip Konopczyński – współzałożyciel, członek zarządu i analityk Fundacji Kaleckiego. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Realizował projekty badawcze i edukacyjne między innymi dla Institute For New Economic Thinking, Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, Narodowego Banku Polskiego, Uniwersytetu Warszawskiego czy Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Przekroju”, Oko.press, „Newsweeku”, „Magazynie Kontakt”, „Kulturze Liberalnej”, „Res Publice Nowej”.

Łukasz Komuda – Absolwent Wydziału Nauk Ekonomicznych UW. W latach 2009-2012 zastępca redaktora naczelnego i p.o. redaktora naczelnego miesięcznika „Businessman.pl”. Ekspert rynku pracy i redaktor portalu Rynekpracy.org w Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Zajmuje się także obszarami demografii, ekonomii społecznej i dyskryminacją na rynku pracy. Współpracuje m.in. z agencją zatrudnienia Randstad, Fundacją IDEA Rozwoju, Fundacją im. Róży Luksemburg, Fundacją Inicjatyw Strategicznych Instrat, Towarzystwem „Więź”, „Krytyką Polityczną” i OKO Press.

 

Zdjęcie tytułowe z: pixabay.com/users/free-photos-242387

KOMENTUJ: