Tu nie pracują w bańce

Tu nie pracują w bańce

Nie chcę być źle zrozumiana, ale bycie na przodzie peletonu ekonomii społecznej nie jest trudne, zważywszy na to, jak wygląda mapa PES-ów w Polsce. Ekonomia społeczna swego czasu miała wielką szansę zaistnieć dzięki ogromnemu dofinansowaniu ze środków unijnych. Ostatecznie guzik z tego wyszło- o sukcesie Browaru Spółdzielczego w Pucku i sytuacji na rynku Ekonomii Społęcznej opowiada Agnieszka Dejna.

Od lat prowadzisz Browar Spółdzielczy w Pucku. Tak dobrze wam idzie, że uruchamiacie kolejną franczyzę pubu, w którym pracują osoby o szczególnych potrzebach.

Niestety po pandemii wcale nie wygląda to tak różowo. Owszem, mamy już punkty w pięciu miastach Polski: Gdańsku, Łodzi, Rzeszowie, Rybniku, Toruniu, powstaje też oddział w Suwałkach. Jednak po roku działalności musieliśmy zamknąć bistro w Gdańsku i pożegnać się z częścią ekipy. To była potwornie trudna decyzja, ale wiedzieliśmy, że tego przyczółku nie utrzymamy podczas walki z pandemią. Mieliśmy do wyboru: albo poświęcić to miejsce i ratować całe przedsiębiorstwo, albo pozwolić mu upaść i pozbawić pracy wszystkich. A u nas nie pracują zwykli pracownicy, którzy z łatwością poradzą sobie na wolnym rynku. Przeciwnie. Bierzemy odpowiedzialność za tych, których zatrudniamy, dlatego walczymy o każde miejsce pracy.

Ile osób u Was pracuje?

Około 20, a we franczyzie blisko 50 osób. Wszyscy z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym bądź znacznym.

A skąd się wziął osobliwy pomysł, żeby otworzyć browar? Czy sami też musieliście uczyć się wszystkiego od zera?

Browar powstał przez przypadek. Po prostu nie lubimy robić rzeczy nudnych i bez sensu. Janusz, mój partner, uczył się warzyć piwo w domu. A jak już się rozkręcił, to na całego. Wcześniej pojawiły się na świecie moje bliźniaki. Już w ciąży dowiedziałam się, że mają MPD, mózgowe porażenie dziecięce. To wszystko robimy także dla nich. Są moim stymulantem, motywatorem, katalizatorem.

Działacie od 2014 roku i wciąż jesteście stawiani za wzór do naśladowania wśród przedsiębiorstw ekonomii społecznej. Jaki jest Wasz sekret?

Jestem dumna z sukcesu naszych pracowników. Nie chcę być źle zrozumiana, ale bycie na przodzie peletonu ekonomii społecznej nie jest trudne, zważywszy na to, jak wygląda mapa PES-ów w Polsce. Ekonomia społeczna swego czasu miała wielką szansę zaistnieć dzięki ogromnemu dofinansowaniu ze środków unijnych. Ostatecznie guzik z tego wyszło. Ośrodki wsparcia ekonomii społecznej wzięły pieniądze, rozliczyły projekty, ale na tyle ułomnie, że dziś niewiele z tego wynika. Większość przedsiębiorstw to były i są wydmuszki, które nie realizują celów społecznych. Bo jak kasa, to biznes, a jak biznes, to nie ma miejsca na specjalne potrzeby.

Wielu ośrodkom wsparcia wydawało się, że właściwie już przecież robią ekonomię społeczną, wystarczy, że do celów statutowych dołożą „tylko” biznes. Potraktowały to jako nową gałąź wsparcia. Unia Europejska daje, to trzeba brać. A skoro nikt nie wie, o co dokładnie chodzi, jakoś to będzie. Ostatecznie jak grancik się skończy, przedsiębiorstwo można zamknąć – takie było myślenie. Tylko że tu wcale nie chodzi ani o biznes, ani o granty, ale o ludzi. Ludzi wykluczonych, defaworyzowanych, zepchniętych na margines, którzy jeśli jeszcze raz w życiu upadną, to mogą się już nie podnieść. Ale skoro OWES-y bezmyślnie dawały, to pseudoprzedsiębiorcy bezmyślnie brali.

Uważasz, że cała wina leży w niegospodarności ośrodków wsparcia?

Nie cała i nie wszystkich. Jednak nie da się ukryć, że to one dysponują pieniędzmi, z których 70% jest przepuszczane na szkolenia i inne wątpliwie potrzebne kompetencyjne. Na jedną osobę faktycznie pracującą w ekonomii społecznej przypada ośmiu pośredników i trudno się dziwić, że wesprą oni najpierw swoich. Przedsiębiorców nie ma komu bronić. Moim zdaniem OWES-y powinny być rozliczane z rezultatu długofalowego zatrudnienia. Dlaczego mają mieć łatwiej niż przedsiębiorcy? Na palcach jednej ręki mogę policzyć OWES-y, które są rzetelne i merytoryczne. No bo jak do cholery można być doradcą biznesowym, skoro nigdy nie prowadziło się własnego biznesu?

Wciąż nie odpowiedziałaś na pytanie – jak to robicie, że jesteście świetni?

Pytasz o przepis na sukces? Zasuwać non stop, 365 dni w roku, siedem dni w tygodniu i 24 godziny na dobę. Interweniować tam, gdzie to konieczne. To nie jest zwykła praca, ale sposób na codzienne życie. To nie jest zawód, tylko misja.

Czy każdy może założyć przedsiębiorstwo społeczne?

To nie jest model dla wszystkich i trzeba o tym wiedzieć, zanim ktoś zdecyduje się rozkręcić taki biznes. Najlepiej, jeśli spotkają się dwie osoby – empatyczny i gotowy do działania społecznik oraz ktoś, kto ogarnie sferę biznesową. To musi być biznes z ludzką twarzą, twardą dupą i miękkim sercem. Po drodze czeka ogrom trudów, nerwów i przykrości. Nieraz będziesz skopany, potkniesz się i wywalisz na zęby. Ale gdy będziesz leciał na pysk, miękkie serce cię ochroni. Bo wszystkie bóle wynagradza duma z podopiecznych, którzy dzięki wspólnej pracy po prostu normalnie żyją.

U nas nie mają bezpiecznej bańki, nikt im nie daje durnej kulki gliny do ręki ani szyszki do pomalowania, jak to się zdarza w ośrodkach terapii zajęciowej. Dajemy więcej niż tylko pracę. Nasi pracownicy są współwłaścicielami i działają współodpowiedzialnie. Mogą być dumni z tego, że własnymi siłami ciągną niełatwy wóz pod górę. My jesteś z nich dumni i chcemy, żeby byli dumni sami z siebie. Tym trudniej nam patrzeć na to, jak łatwo ludziom przychodzi perfidne wykorzystywanie niepełnosprawnych.

Co masz na myśli?

Sytuacje, kiedy rodzina zabiera pracującemu ciężko zarobione pieniądze i wciska mu kit, że to starczy tylko na paczkę papierosów, którą ma w kieszeni. Sytuacje, kiedy wykorzystując to, że niepełnosprawni nie umieją czytać, ktoś zaciąga na ich podpis pożyczki: chwilówki na telefony czy laptopy. Sytuacje, kiedy ktoś namawia osoby niepełnosprawne, żeby rzuciły pracę, bo wtedy przepadną im świadczenia.

Interweniujemy, gdzie możemy – zakładamy naszym pracownikom oddzielne konta, potrafimy wyprowadzić ich do mieszkania chronionego. Przejmujemy długi komornicze, spłacamy, a potem w ratach potrącamy z pensji. Jednak przecież nie wszystkim da się pomóc. Zdajemy sobie sprawę, że w całym kraju – w miasteczkach, na wsiach – jest mnóstwo potrzebujących niepełnosprawnych, którzy trwają w swoim dramacie, skazani na podobne patologie. To była najcięższa lekcja, którą musiałam odrobić: zrozumieć, że nie wszystkim mogę pomóc, i się z tym pogodzić.

Nie każdy skorzysta z możliwości, którą mu dajemy. Wielu naszych pracowników przechodzi kryzys, jeden popełnił samobójstwo. Straszna jest myśl, że nie mogłam nic zrobić. Z drugiej jednak strony wiele osób skorzysta i wielu osobom pomożemy. Dla nich jest to wszystko.

Dla nich też zaczęliście nurkować?

Moja przyjaciółka, widząc że jestem na skraju wyczerpania, podarowała mi na urodziny kurs nurkowania intro. „Podobno pod wodą można się wyciszyć. I nie będziesz mogła przeklinać – żartowała”. Okazało się, że to tylko pół prawdy, bo komunikacja pod wodą jest doskonała. I można się srogo pokłócić – jestem tego najlepszym przykładem. I tak powstał projekt „Pojąć głębię”. Szybko się okazało, że nurkowanie to wspaniała terapia dla naszych dzieci i pracowników. Do tego uczy skutecznej komunikacji, integracji, działania w grupie i odpowiedzialności za siebie wzajemnie. A to po prostu nam się opłaca – odkąd nurkujemy wspólnie z naszymi pracownikami, ich wydajność w pracy wzrosła o 30%. Zaczęli pracować jako zespół, podejmują śmiałe i pewne decyzje. Na dodatek nurkować można już od ósmego roku życia.

Jutro jedziemy ekipą 30. na nurkowanie do Egiptu. Znowu zapomniałam kupić sobie megafon, a więc wrócę bez głosu, bo żeby ogarnąć taką grupę, trzeba się nakrzyczeć. Lekko nie było, nie jest i nie będzie. Ale idziemy dalej.

Mówisz o sobie „Magda Gessler ekonomii społecznej, która zrewolucjonizuje system”. Na czym polega Twoja rewolucja?

Najchętniej rozwalę ten system od środka, bo na rewolucję jest już za późno. To pokazują decyzje kolejnych rządów. Na przykład system podwyżek płacy minimalnej, którą zafundowali nam rządzący. Dlaczego za tym nie idzie podwyżka PFRON-u? Przecież koszty rosną, ceny wszystkiego galopują do góry. Nie zależy mi na tym, żeby wszystkim dano, bo nie po to otworzyłam biznes, żeby wyłudzać od państwa pieniądze. Ale chciałabym, żeby w myśl idei podnoszenia płacy minimalnej wprowadzono dofinansowania do wynagrodzeń. Nie mówiąc już o programie 500 plus – toż to pochwała lenistwa i chowanie darmozjadów na własnej piersi. I potem trudno się dziwić, że rodzina osoby z niepełnosprawnością odradza jej pracę, bo przecież może zostać w domu i pobierać zasiłek. My udowadniamy, że praca to przygoda, wolność, rozwój i lepsze życie, teraz i w przyszłości.

A jakie są wasze plany na przyszłość?    

Planujemy otworzyć kolejny browar. Chcemy spróbować w innych krajach. Na początek Europa, a dokładnie Hiszpania. Potem Meksyk.

Meksyk?

Wiem, że to karkołomne plany, ale akurat w Meksyku jest wysoki odsetek osób z niepełnosprawnościami, a społeczeństwo nie wyklucza ich z rynku pracy. Jeśli nic nie pokrzyżuje nam planów, zaryzykujemy. A co tam! Przecież w życiu chodzi o przygodę.


 

Agata Jankowska – redaktorka prowadząca portal Ekonomiaspoleczna.pl. Dziennikarka specjalizująca się  w tekstach o tematyce społecznej. Wieloletnia autorka tygodnika Wprost, wcześniej związana z Przekrojem, publikowała również w Wysokich Obcasach oraz Elle. 

KOMENTUJ: