Szara strefa pod stołem

Szara strefa pod stołem

W 2018 roku aż 1,4 mln Polaków, obok oficjalnej wypłaty, brało pieniądze “pod stołem”. Rok wcześniej w szarej strefie pracowało około 880 tysięcy osób. Tak przynajmniej wynika z raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Czy Polski Ład, odmieniany ostatnio przez wszystkie przypadki, może coś zmienić w tej materii?

Jednym z najszerzej dyskutowanych założeń zaproponowanego przez Prawo i Sprawiedliwość Polskiego Ładu jest podniesienie tak zwanej kwoty wolnej od podatku do 30 tysięcy złotych. „Skutkiem będzie wzrost progresywności klina podatkowego – niższe podatki dla osób o niskich i średnich dochodach” –  czytamy w rządowym dokumencie. „Po takiej zmianie kwota wolna w Polsce znajdzie się na poziomie porównywalnym z Niemcami, Francją czy Irlandią” – czytamy dalej.

Zanim powiemy co to oznacza w praktyce, w trzech słowach przypomnijmy, czym jest tak zwana kwota wolna od podatku. Mówiąc najprościej, jest to roczna wysokość dochodu niepodlegająca opodatkowaniu. Po wprowadzeniu zmiany, 2,5 tys. dochodu miesięcznie brutto (2,5 tys. zł razy 12 miesięcy daje 30 tys.) będzie nieopodatkowane.

Obecnie kwota wolna mieści się w przedziale od 3091 zł do 8000 zł (roczny dochód w takiej wysokości, po spełnieniu pewnych warunków, jest nieopodatkowany). Jeżeli uzyskujemy dochód roczny jedynie w wysokości 8000 zł jest on zupełnie zwolniony z podatku od osób fizycznych. Kwota wolna maleje (do wysokości wspomnianych 3091 zł) wraz ze wzrostem dochodu. Osobom zarabiającym powyżej 13 tys. zł rocznie (czyli ogromnej większości z nas) przysługuje kwota wolna w wysokości właśnie owych 3 tys. zł. Zaproponowane przez rządzących rozwiązanie oznacza więc dziesięciokrotne zwiększenie środków, od których większość z nas nie zapłaci podatku.

Jaki ma to związek z szarą strefą? Niska kwota wolna od podatku oznacza stosunkowo wysokie obciążenie podatkami osób najmniej zarabiających. To właśnie osławiony tak zwany wysoki klin podatkowy. Polska wyróżnia się, w sposób negatywny, na tle innych krajów europejskich, właśnie przez stosunkowo duże obciążenia fiskalne względem osób z najniższymi pensjami. Kuriozalność naszego systemu podatkowego polega również na tym, że proporcjonalnie biedni płacą wyższe podatki niż zamożni. To osławiony degresywny system podatkowy.

Tymczasem wysokie opodatkowanie prac niskowydajnych – a najczęściej takimi są prace niskopłatne – stanowi „ekonomiczną zachętę” do wypychania pracowników właśnie do szarej strefy. Oczywiście nie jest to jedyny powód jej istnienia, do czego jeszcze wrócimy.

Czym właściwie jest szara strefa?. Polski Instytut Ekonomiczny w raporcie poświęconym zagadnieniu stwierdza, że jest to aktywność prowadzona poza oficjalnym obiegiem gospodarczym, czyli poza okiem administracji. Szara strefa odnosi się zarówno do działalności legalnej, zwanej czasem działalnością ukrytą (to np. praca nierejestrowana, czy sprzedawanie towarów bez faktury) jak i nielegalnej (sutenerstwo, stręczycielstwo, handel narkotykami czy ludźmi). PIE oszacował wielkość szarej strefy w roku 2018 na około 283 mld zł. Jej większość stanowiła sprzedaż towarów i usług bez faktury (ponad 80 proc.). Reszta to praca nierejestrowana. I właśnie nią będziemy się dalej zajmować. Bo to na nią – przynajmniej teoretycznie – mogą mieć wpływ, zaproponowane w Polskim Ładzie, zmiany.

Według raportu Głównego Urzędu Statystycznego, w 2017 roku w Polsce pracowało “na czarno” 880 tys. osób. Według opracowania skala zatrudnienia nierejestrowanego jest dość stabilna od 2009 roku (z pewnym jednak wzrostem do 2014 roku). Najwięcej osób w szarej strefie pracowało w naszym kraju w 1995 roku – prawie 2,2 mln.

Bardzo wyraźny spadek liczby osób pracujących na czarno widać po 2004 roku, czyli po otwarciu części europejskich rynków na pracowników z Polski. Jednak spadkowy trend „pracowniczej” szarej strefy widać od lat dziewięćdziesiątych. I nie ma w tym nic dziwnego. Szara strefa jest bowiem domeną krajów niezamożnych. Dla szerszego kontekstu – Instytut Prognoz i Analiz Gospodarczych IPAG zaznacza, że 95 proc. siły roboczej, zatrudnionej w szarej strefie, przypada na państwa rozwijające się. W niektórych krajach Afryki Subsaharyjskiej szara strefa obejmuje dwie trzecie wytwarzanego tam dochodu, a “na czarno” jest zatrudnionych niemal 90 proc. pracujących.

Polska w latach dziewięćdziesiątych była zupełnie innym państwem niż dzisiaj – o wiele biedniejszym, ze słabymi instytucjami publicznymi. To nie znaczy, że dzisiaj jesteśmy krajem bogatym (choć należymy do grona gospodarek rozwiniętych), a nasze instytucje mogą służyć za wzór. To znaczy, że przez ostatnie 20-30 lat dokonaliśmy na tych polach znacznego postępu.

Wróćmy do statystyk. Główny Urząd Statystyczny dzieli pracę w szarej strefie na tak zwaną pracę główną oraz pracę dodatkową. Praca główna oznacza, że dana osoba uzyskuje większość dochodu właśnie z pracy nierejestrowanej. Praca dodatkowa natomiast, oznacza dorabianie poza oficjalnym obiegiem. W 2018 praca “na czarno” była pracą główną dla 48 proc. osób „robiących” w szarej strefie. Zajęciem dodatkowym – jak nietrudno się domyślić – była dla 52 proc. pracowników.

I tu warto zwrócić uwagę na pewną prawidłowość. Otóż praca “na czarno”, w kontekście powyższego rozróżnienia, ewoluuje. O ile w 2004 roku dla 63 proc. osób pracujących była ona głównym zajęciem, tak obecnie jest nim dla mniej niż połowy z osób podejmujących nierejestrowane zatrudnienie.

Większość pracowników szarej strefy to mężczyźni (61 proc. według GUS).  Jeśli chodzi o podział miasto-wieś, podział jest niemalże równy, ale wśród osób pracujących “na czarno” przeważają te z niższym wykształceniem.

Praca “na czarno” ma charakter sezonowy. Według danych GUS, w 2017 roku najwięcej osób pracowało w szarej strefie w miesiącach ciepłych. W lipcu w ten sposób zatrudnionych było niemal 400 tys. ludzi. Najmniej osób w taki sposób pracowało w lutym – około 230 tys. Skąd ta różnica? Wynika ona z charakterystyki sektorów, gdzie praca nierejestrowana się koncentruje. Główne jej przestrzenie to: prace budowlane i remontowe (w 2017 było tam zatrudnionych 20 proc. wszystkich pracowników szarej strefy) i rolno-ogrodnicze (15 proc.). Dalej znajdowały się takie obszary jak opieka nad dzieckiem lub osobą starszą (9 proc.), usługi sąsiedzkie (8 proc.), usługi turystyczne (6 proc.), korepetycje (6 proc.). Inne sektory nie zatrudniały więcej, niż po 5 proc. pracowników wykonujących pracę nierejestrowaną.

Co się jeszcze rzuca w oczy, kiedy patrzymy na sektory, w których dominuje szara strefa? Są to zajęcia, w jakich zatrudniani są raczej kiepsko wykształceni pracownicy, gdzie płaci się czasem skandalicznie mało i w pełni dominuje rynek pracodawcy. To właśnie w tych segmentach rynku najbardziej realny jest szantaż, nawet, jeżeli nie jest wypowiedziany wprost – mam pięciu na twoje miejsce. Warto tu jednak zaznaczyć, że firmy zatrudniają znaczną mniejszość osób pracujących na czarno! Większość, bo 76 proc. zatrudniających stanowią osoby prywatne – co zrozumiałe, bo duża część prac budowlanych jest zlecana przez nie właśnie. To samo odnosi się do prac rolnych, korepetycji czy opieki nad dziećmi.

Eksperci z IPAG zwracają uwagę, że szara strefa cechuje się dużą procyklicznością. Oznacza to, że jest wrażliwa na fazy cyklu gospodarczego: kiedy mamy do czynienia z wysokim wzrostem gospodarczym, bądź po prostu z dobrą sytuacją danej branży, to liczba pracowników w szarej strefie rośnie. Kiedy przychodzi kryzys, to oni pierwsi wylatują z pracy, bo z pracodawcą łączy ich jedynie umowa ustna, którą najłatwiej zerwać.

Dlaczego właściwie ludzie pracują w szarej strefie? GUS zapytał i o to. Dla największej grupy pracowników (37 proc.) w ten sposób zarabiających na życie uzasadnieniem jest to, że pracodawca proponuje wyższe wynagrodzenie, niż w przypadku umowy o pracę. Występuje też pewien fenomen widoczny w badaniu HYPERLINK “https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2016/K_085_16.PDF” HYPERLINK “https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2016/K_085_16.PDF” HYPERLINK “https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2016/K_085_16.PDF” CBOS w kwestii moralnego podejścia do podatków. Otóż okazuje się, że większe przyzwolenie na unikanie opodatkowania przejawiają osoby oceniające swoje położenie materialne jako złe, a to one właśnie częściej pracują “na czarno”.

Co ciekawe, z bada HYPERLINK “http://yadda.icm.edu.pl/yadda/element/bwmeta1.element.ekon-element-000163844294″ń Joanny Tyrowicz i Stanisława Cichockiego wynika, że statystyczni bliźniacy (to znaczy osoby o podobnych cechach demograficzno-zawodowych) osób zatrudnionych “na czarno”, ale pracujące w oparciu o sformalizowane umowy, zarabiają więcej, a nie mniej! Dlatego właśnie drugim najpowszechniejszym wyjaśnieniem (niewykluczającym pierwszego) jest dostępność pracy legalnej. Część osób pracujących “na czarno” po prostu nie może znaleźć legalnego zatrudnienia.

Częścią szarej strefy jest tak zwane płacenie “pod stołem”, czyli po prostu wypłacanie części wynagrodzenia poza oficjalną umową. Polski Instytut Ekonomiczny na początku maja 2021 opublikował pierwszy raport na ten temat i wynika z niego, że pieniądze w kopertach – obok środków wypłacanych legalnie na konto – dostaje w Polsce 1,4 mln pracowników, zatrudnionych na umowę o prace. Gdyby doliczyć te środki, średnia pensja w naszym kraju w 2018 roku podskoczyłaby o 240 zł. W sumie 6 proc. wypłacanych w Polsce wynagrodzeń jest przekazywane “pod stołem”. Takie rozliczenie koncentruje się w dużej mierze w okolicach niskich zarobków. To zjawisko, z którym zapewne część z Państwa się zetknęła: na umowie pensja minimalna, albo trochę więcej i dodatkowe kilkaset złotych w kopercie.

Rzućmy okiem na porównania międzynarodowe. Z danych Komisji Europejskiej wynika, że Polska jest liderem, jeśli chodzi odsetek osób pracujących w szarej strefie w Unii Europejskiej. Wyprzedzają nas (nieznacznie) Rumunia, Litwa, Węgry, Bułgaria i Estonia. Wydaje się więc, że praca nierejestrowana wśród państw Unii Europejskiej jest zjawiskiem dość typowym dla krajów postsowieckich. Najniższe wskaźniki szarej strefy ma Wielka Brytania, Niemcy, Holandia czy Luksemburg.

KE postanowiła sprawdzić związki szarej strefy z różnymi zmiennymi. Okazało się, że największą (negatywną) korelację obserwujemy między PKB na głowę oraz szarą strefą. Im PKB wyższe, tym mniejszy odsetek osób wykonuje pracę nierejestrowaną. Istotne jest również zaufanie do władz: tam gdzie jest ono wyższe, tam i szara strefa jest mniejsza. Rzadziej występuje również w państwach, gdzie większe są transfery socjalne oraz wydatki na instytucje rynku pracy.

Wynika z tego, że opowieść o „zbyt dużym klinie podatkowym” jest po prostu niewystarczająca. Tak, to prawda, że w Polsce mamy do czynienia z wysokim opodatkowaniem nisko płatnych prac. Ale to nie wyjaśnia wszystkiego.

Liczą się również inne czynniki: wielkość gospodarki, instytucje kontrolne, kultura prawna i zaufanie do władz. W państwie, w którym obywatele nie ufają władzy, są oni bardziej skłonni do unikania płacenia fiskusowi, ponieważ nie widzą (albo nie chcą widzieć), że podatki wracają do nich w formie usług publicznych i świadczeń. Niezwykle istotne są również instytucje kontrolujące rynek pracy. Jeżeli działają „na poważnie”, a nie są tylko fasadowymi wydmuszkami bez realnej mocy sprawczej, to przedsiębiorcom po prostu nie opłaca się zatrudniać ludzi “na czarno”, ponieważ grozi to karami.

Obok szarej strefy istnieje w Polsce problem śmieciówek. Śmieciówki, czyli umowy cywilno-prawne stosowane „zamiast” umów o pracę, są plagą, zwłaszcza w wśród młodych pracowników. Stanowią też problem w niektórych branżach. Z szarą strefą śmieciówki łączą się na dwa sposoby. Po pierwsze, są półlegalne, to znaczy, że wykorzystuje się je tam, gdzie według litery prawa powinien obowiązywać inny rodzaj umowy. Po drugie, są rodzajem cięcia kosztów.

Śmieciówkowy problem jest widoczny choćby w mediach. W tej branży są po prostu sposobem na zwiększenie zysku właścicieli, których zazwyczaj stać na wyższe koszty pracy, jednak z uwagi na pewną kulturę, która się wykształciła w sektorze (oraz brak realnej kontroli ze strony instytucji do tego powołanych), taki model po prostu ma się świetnie.

Z drugiej strony, śmieciówki są również domeną trzeciego sektora. Tutaj jednak nie wynika to z chęci zysku właścicieli (ponieważ trzeci sektor z definicji działa non-profit, a więc jego nadrzędnym celem nie jest pomnażanie kapitału właścicielskiego). Jest to pochodną niskich przychodów tych organizacji, często w większości uzależnionych od jednostek sektora publicznego. Ten z kolei, oszczędzając na transferach do trzeciego sektora, bardzo często tnie właśnie na pracownikach. To z kolei powoduje, że wiele NGOsów jest de facto zmuszonych oferować śmieciówki, żeby w ogóle utrzymać pracowników.

Na koniec zastanówmy się czy, a jeśli tak, to w jaki sposób Polski Ład może przyczynić się do zmniejszenia obu zjawisk: szarej strefy oraz plagi śmieciówek. Zacznijmy od zmniejszenia opodatkowania niskich płac. W teorii, zmniejszenie klina podatkowego powinno poskutkować zmniejszeniem również szarej strefy. Problem w tym, że nie wiemy, czy tak się stanie. Gospodarka bowiem nie jest prostym mechanizmem kół zębatych, gdzie wystarczy przesunąć jedną wajchę, żeby w całym systemie zaszły oczekiwane zmiany.

Gospodarka cechuje się pewną inercją i najzwyczajniejszymi w świecie przyzwyczajeniami aktorów: pracodawców i pracowników. Możliwe jest więc, że mimo zmniejszenia opodatkowania nisko płatnych prac, pracodawcy – o ile nie będzie się ich odpowiednio kontrolować – będą tkwili w starym modelu. Najbardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że nastąpi pewna poprawa jeśli chodzi o te parametry. Jednak, żeby zmiana była naprawdę widoczna, zmniejszenie klina podatkowego (przypomnijmy – przez podwyższenie kwoty wolnej) należałoby połączyć z mechanizmami realnej kontroli pracodawców, która, w razie łamania prawa, skutkowałaby dotkliwymi sankcjami.

A co ze śmieciówkami? W dokumencie streszczaj HYPERLINK “https://gfx.biznes.radiozet.pl/var/radiozetbiznes2/storage/original/application/ee224d6607f84e804948b513c7c39ef6.pdf”ącym Polski Ład, na temat problemu umów cywilno-prawnych jest dosłownie jedno zdanie: „Ograniczymy wykorzystanie umów cywilnoprawnych, m.in. dzięki pełnemu oskładkowaniu umów zleceń z perspektywą wprowadzenia jednego kontraktu na pracę”. Wprowadzenie jednolitego kontraktu nie jest pomysłem złym. Nie znamy jednak żadnych tego szczegółów. Przypomnę jednak, że Prawo i Sprawiedliwość powołało  HYPERLINK “https://www.gov.pl/web/rodzina/bip-teksty-projektu-kodeksu-pracy-i-projektu-kodeksu-zbiorowego-prawa-pracy-opracowane-przez-komisje-kodyfikacyjna-prawa-pracy” HYPERLINK “https://www.gov.pl/web/rodzina/bip-teksty-projektu-kodeksu-pracy-i-projektu-kodeksu-zbiorowego-prawa-pracy-opracowane-przez-komisje-kodyfikacyjna-prawa-pracy” HYPERLINK “https://www.gov.pl/web/rodzina/bip-teksty-projektu-kodeksu-pracy-i-projektu-kodeksu-zbiorowego-prawa-pracy-opracowane-przez-komisje-kodyfikacyjna-prawa-pracy”w 2016 roku komisję kodyfikacyjną, której zadaniem miało być stworzenie nowego, bardziej przystającego do wyzwań współczesności, kodeksu pracy. Jakie były efekty wielomiesięcznych prac zespołu? Cóż… żadne. W 2018 roku powstał projekt nowego kodeksu pracy. Eksperci rozeszli się do domów, politycy nie pociągnęli sprawy dalej i na tym sprawa się po prostu zakończyła.

Rynek pracy w Polsce z pewnością wymaga reformy i zwiększenie kwoty wolnej, czyli wprowadzenie realnej progresji, jest niewątpliwie krokiem w dobrą stronę. Jednak, jeżeli chcemy naprawdę coś zrobić z szarą strefą albo ze śmieciówkami, potrzebne jest podejście kompleksowe z nakreśleniem jasnych celów i środków, które miałyby te cele realizować. Tymczasem w znanych nam zapowiedziach tego wcale nie widać. Co zresztą nie jest w polskiej polityce nowością.

KOMENTUJ: