(Nie) bezpieczna pomoc

(Nie) bezpieczna pomoc

Spółdzielnie socjalne walczą o przetrwanie. I robią wszystko, żeby bezpiecznie opiekować się tymi, którzy należą do grupy najwyższego ryzyka zarażeniem COVID-19.

– Odkąd wybuchła pandemia koronawirusa, nie ma dnia, kiedy się nie zastanawiam, po co mi to wszystko było. Czuję ciężar odpowiedzialności i boję się o przyszłość – mówi Ewelina Gzowska, prezeska Zarządu Spółdzielni Socjalnej „Pożytek”. „Pożytek” świadczy usługi opiekuńcze w domach podopiecznych na terenie gminy Tłuszcz oraz w podwarszawskich Markach. – Pod opieką mamy 85 osób – seniorów i tych, których stan zdrowia wymaga ciągłego nadzoru. Nasz najmłodszy podopieczny ma niewiele ponad 20 lat, a najstarsza pani – aż 102. Nie wyobrażam sobie, żeby w największej potrzebie zostawić ich wszystkich bez pomocy – kwituje Gzowska.

Prawo do strachu

Usługi opiekuńcze świadczone przez spółdzielnie socjalne to na ogół zadanie realizowane na zlecenie lokalnych samorządów. Dotyczą głównie osób wymagających specjalistycznej opieki, których stan zdrowia nie pozwala na samodzielne funkcjonowanie. Jak jednak bezpiecznie pomagać w czasie pandemii, kiedy zaleca się ograniczenie kontaktów do minimum, a wszyscy podopieczni to osoby o podwyższonym ryzyku zachorowania? – Każdy ma prawo do strachu, zwłaszcza teraz, gdy liczba zachorowań i zgonów wciąż rośnie. Z drugiej strony odpowiadamy za naszych podopiecznych, nie możemy ich porzucić tylko dlatego, że jest trudno. Oprócz opieki zdrowotnej musimy im dać poczucie bezpieczeństwa, bo obecna sytuacja we wszystkich wzbudza niepokój – tłumaczy prezeska. W gminie Tłuszcz podopieczni są rozproszeni po okolicznych wioskach, mieszkają głównie w domkach jednorodzinnych, a nie w skupiskach mieszkaniowych, a więc logistycznie praca w tym rejonie jest łatwiejsza. – Tam żadna rodzina nie zrezygnowała z naszych usług. Podeszli do sytuacji z wyrozumiałością i wdzięcznością. Podczas gdy my baliśmy się o utratę pracy, oni bali się, że to nasze opiekunki się przestraszą i odstąpią od opieki – opowiada Gzowska. Tak stało się w Markach, gdzie trzy opiekunki odmówiły wykonywania pracy, a dwie rodziny odstąpiły od umowy, decydując, że zaopiekują się chorymi we własnym zakresie. Dla „Pożytku” był to duży cios finansowy. – Bali się zarażenia, choć opiekunki pracują w maseczkach i rękawiczkach, po pracy starając się jak najrzadziej wychodzić z domów. To dlatego, że w Markach jest większa gęstość zaludnienia, większa populacja, bliżej Warszawy, więc ruch i kontakty z innymi ludźmi są wzmożone – tłumaczy Gzowska. Utrzymanie usług opiekuńczych to nie jedyne jej zmartwienie. Spółdzielnia świadczy też opiekę nad dziećmi do lat trzech, a od połowy marca dziecięcy klubik „Mali Odkrywcy” pozostaje zamknięty. – Cztery panie wysłałam do domu, trzy z nich są zatrudnione na umowę o pracę. Jedna jest emerytką i dobrowolnie zrzekła się uposażenia, żeby pomóc nam przetrwać finansowo czas pandemii – opowiada. Ile pieniędzy potrzeba, żeby utrzymać niedziałającą placówkę? Kilkanaście tysięcy złotych, wliczając w to czynsz, choć właściciel lokalu zgodził się o połowę obniżyć opłaty za kwiecień. Do tego rodzice nie chcą płacić za usługi, z których nie mogą skorzystać. Grożą, że rozwiążą ze żłobkiem umowę, a jeśli tak się stanie, gmina nie wypłaci spółdzielni dopłaty na dziecko. Choć placówkę można już otworzyć, Gzowska ma wątpliwości – to duża odpowiedzialność, a wymogi są wyśrubowane. Bo jak zmusić rocznego malucha, żeby przez cały dzień bawił się jedną zabawką i nie zbliżał do kolegów? A jeśli dziecko dostanie gorączki, co w praktyce przecież zdarza się średnio co kilka dni? Trzeba będzie znowu zamknąć żłobek. Z drugiej strony, jeśli placówka pozostanie zamknięta, dzieci „odpłyną” do konkurencji i żłobek upadnie.  Jak do tej pory radzili sobie finansowo? – Na szczęście mieliśmy oszczędności z 2018 roku, kiedy dostaliśmy zwrot składek ZUS w związku z umowami o pracę dla osób tak zwanych wykluczonych. Na razie to z nich opłacam pensje, ale oszczędności wkrótce się skończą. Wprawdzie rząd w tarczy kryzysowej 2.0 zapewnił, że spółdzielnie socjalne zostaną zwolnione ze składek ZUS, ale boję się, że to nie wystarczy, żeby przetrwać.

Jesteśmy gotowi na kwarantannę

– Dużo strachu wywołały media, informując o kolejnych domach opieki społecznej, w których wykryto ogniska COVID-19. To prawda, że nasze usługi niosą za sobą podwyższone ryzyko. Jednak zachorowania zanotowano w kilkudziesięciu placówkach, a przecież w całej Polsce jest ich grubo ponad tysiąc, więc skala procentowa zarażonych jest stosunkowo niska. O tym jednak media nie informowały, nie uspokajały nastrojów. Tymczasem strach jest najgorszym doradcą – tłumaczy Teresa Truch, zastępczyni prezesa zarządu Stowarzyszenia na rzecz Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Siedlisko”.Stowarzyszenie prowadzi Dom Opieki w województwie Opolskim, w którym mieszkają 24 osoby starsze i przewlekle chore. Tu sytuacja jest stabilna. Żadna rodzina nie zrezygnowała z pobytu podopiecznego, za to w czasie pandemii przyjęto trzy nowe osoby, którymi na skutek nagłych zdarzeń rodziny nie mogły opiekować się dłużej w domach.  – Podczas ścisłej izolacji odwołaliśmy całkowicie odwiedziny rodzin. Dopiero od połowy maja wprowadziliśmy krótkie wizyty, ale tylko w ogrodzie, z zachowaniem znaczącej odległości, oczywiście w maskach i rękawiczkach. Żyjemy jak wielka rodzina, wspólnie się izolujemy. Dlatego na co dzień nie pracujemy w maskach. Nie zakładamy ich także podopiecznym, którym ze względu na stan zdrowia i niewydolność oddechową przeszkadzałaby w swobodnym oddychaniu. Za to dużo wietrzymy, dezynfekujemy, utrzymujemy nieskazitelną czystość. Jesteśmy przygotowani nawet na najgorsze, choć robimy wszystko, żeby wirus nie wdarł się do nas żadną drogą. Całkowicie oddaliśmy się potrzebom podopiecznych, jeśli trzeba będzie, jesteśmy gotowi zamieszkać w ośrodku i odbyć wspólnie kwarantannę – Truch opowiada, jak w praktyce wygląda praca w warunkach pandemii. Trzonem działalności „Siedliska” są jednak usługi cateringowe, świadczone okolicznym szkołom i przedszkolom, zakładom produkcyjnym i ośrodkom pomocy społecznej. Ta gałąź została całkowicie odcięta i nie wiadomo, jak szybko będzie można wznowić usługi gastronomiczne. – Wszystkim jest trudno, więc nie narzekamy. Jakoś się trzymamy. Na pytanie, czego mi potrzeba, odpowiadam krótko – chciałabym kupować rękawiczki w normalniej cenie. Jeszcze kilka miesięcy temu pudełko 100 sztuk kosztowało 10 złotych. Teraz muszę za nie zapłacić 85 złotych – kwituje Truch.

Za mało, żeby przetrwać

– Nasze koszty wzrosły co najmniej dwukrotnie. Środki ochrony drożeją, a potrzebujemy ich kilka razy więcej niż normalnie. Działamy na zlecenie gminy, po odliczeniu kosztów zostaje jedynie kilka złotych. W dobie pandemii to dużo za mało, żeby utrzymać spółdzielnię i wyjść choćby na zero – tłumaczy Małgorzata Chodnicka ze Spółdzielni Socjalnej „Odmiana”, która opiekuje się 23 osobami. W tym przypadku sytuację finansową ratuje druga gałąź działalności, czyli opieka nad terenami zielonymi – koszenie trawników, pilnowanie porządku na terenie gminy, wycinka drzew, ale też drobne remonty budynków publicznych. – Gdyby nie praca zatrudnionych u nas panów, którzy w bezpieczny sposób, przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności nieprzerwanie wykonują zlecenia, nie dalibyśmy rady utrzymać finansowo spółdzielni – kwituje Chodnicka. Zwłaszcza że dwie rodziny postanowiły zrezygnować z usług opiekuńczych i samodzielnie zająć się chorym. Jedna z Pań pracujących skorzystała z zasiłku opiekuńczego, ze względu na opiekę nad dzieckiem. – Na szczęście dzięki Pani koordynującej dział usług opiekuńczych udało się utrzymać ich poziom, praktycznie bez konieczności zmniejszania godzin – tłumaczy wiceprezeska. 

Trudno znaleźć ideowca

Z pomocą spółdzielniom socjalnym i innym podmiotom ekonomii społecznej przychodzą Ośrodki Wsparcia Ekonomii Społecznej. Wskutek negocjacji OWES-ów z Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej środki pozyskane z Unii Europejskiej mogą być przeznaczone na indywidualnie opracowane pakiety wsparcia, w ramach przeciwdziałania wystąpienia skutków COVID-19. Na przykład, od 11 maja Wielkopolski Ośrodek Ekonomii Społecznej proponuje pomoc, dokonując zakupów produktów oraz usług od przedsiębiorstw ekonomii społecznej. Będzie zamawiać produkowane przez nie środki ochrony, czyli maseczki i przyłbice, wynajmować miejsca z przeznaczeniem na pobyt w trakcie kwarantanny, korzystać z usług czyszczenia, dezynfekcji czy renowacji budynków. U spółdzielni świadczących usługi pomocowe WOES ma plan zamawiać usługi społeczne, opiekuńcze i asystenckie dla osób, które wymagają takiej opieki w związku z sytuacją epidemiologiczną w kraju. – Głowimy się, jak wspomóc podmioty ekonomii społecznej, bo zdajemy sobie sprawę, że walczą one o przetrwanie. Każda pomoc to dla nich być albo nie być – mówi Edyta Obłąkowska-Woźniak z Warszawskiego Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej przy Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych FISE. Zdecydowali, że w pierwszej kolejności będą wspierać Spółdzielnię Socjalną „Margines”, która promuje wegetariańską kuchnię i prowadzi Lokal Vegan Bistro w Warszawie, oraz Spółdzielnię Socjalną „Kto rano wstaje” założoną przez Caritas Polska i Caritas Archidiecezji Warszawskiej, zatrudniającą osoby bezdomne i z chorobą alkoholową. – Zamówimy u nich obiady, które przekażemy klientom Ośrodków Pomocy Społecznej w Kołbieli, Celestynowie i Osiecku – informuje Obłąkowska-Woźniak. Jej zdaniem pomoc w utrzymaniu przedsiębiorstw społecznych to priorytet. – Różnią się od klasycznych przedsiębiorstw, bo na ogół nie mają żadnych oszczędności niezbędnych, aby przetrwać trudny czas. W dodatku zatrudniają osoby o totalnie podwyższonym ryzyku zepchnięcia na margines społeczny. Gdy te stracą pracę na dłuższy czas, wpadną w zawodową stagnację i istnieje duże ryzyko, że kolejny raz nie uda się ich aktywować zawodowo. Gdy takie przedsiębiorstwo upadnie, trudno będzie znaleźć odważnego ideowca, który od nowa reaktywuje działalność. Bo choć spółdzielnie socjalne, mówiąc wprost, odwalają kawał świetnej roboty, jest to praca ciężka i wymagająca poświęceń.


Przedsiębiorstwa społeczne mogą starać się o:

  • przyznanie wypłaty świadczeń ze środków Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych na dofinansowanie wynagrodzenia pracowników objętych przestojem ekonomicznym albo obniżonym wymiarem czasu pracy
  • wsparcie ze środków z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych na opłacanie składek na ubezpieczenia społeczne pracowników
  • zwolnienie z obowiązku opłacenia nieopłaconych należności z tytułu składek na ubezpieczenia społeczne, zdrowotne, na Fundusz Pracy, Fundusz Solidarnościowy, Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych lub Fundusz Emerytur Pomostowych
  • jednorazową pożyczkę na pokrycie bieżących kosztów prowadzenia działalności gospodarczej
  • dofinansowanie części kosztów wynagrodzeń pracowników od Starosty (za pośrednictwem Państwowego Urzędu Pracy).

*Źródło: na podstawie ustawy o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych, tzw. tarczy antykryzysowej.

Agata Jankowska – redaktorka prowadząca portal Ekonomiaspoleczna.pl. Dziennikarka specjalizująca się  w tekstach o tematyce społecznej. Wieloletnia autorka tygodnika Wprost, wcześniej związana z Przekrojem, publikowała również w Wysokich Obcasach oraz Elle. 

KOMENTUJ: