Jesteśmy na innej planecie. Co z tym zrobimy?

Jesteśmy na innej planecie. Co z tym zrobimy?

Relacja z innej planety. Tak brzmiał tytuł mojego tekstu sprzed trzech lat o holenderskim podejściu do ekonomii cyrkularnej. Dzisiaj – w związku z COVID-19 – wszyscy jesteśmy jakby na innej planecie. Czy w tym świecie będzie nam łatwiej myśleć o zrównoważeniu?

Świat wielu ludzi wydaje się rozpadać na kawałki. Niepewność chwili, nagła utrata pracy, brak perspektywy i ciągłe wrażenie, że obecny kryzys to tylko sen. Spływające z całego świata dane o liczbie chorych działają niestety jak bolesne, przebudzające uszczypnięcie. Wciąż jednak nie wiemy, co w istocie te dane oznaczają. Co mamy zrobić na przykład z informacją o 22 mln ludzi, którzy w marcu w Stanach Zjednoczonych złożyli wnioski o świadczenia dla bezrobotnych? Jednocześnie świat się skurczył. Zamknięte granice, zawieszone loty, przerwane sieci globalnej dystrybucji. Wszystko to, co dalekie, stało się trudno dostępne. Dziś nawet krótka podróż przez miasto stanowi dla wielu osób wyzwanie. Zwracamy się ponownie ku swoim sąsiedztwom i tam szukamy zaspokojenia najważniejszych potrzeb. To zupełnie nowe doświadczenie świata. Nie wiemy jednak, co nam po nim pozostanie.

Ratuj się kto może?

Wszyscy zastanawiają się, jak się uratować – uciec przed skutkami kryzysu lub przynajmniej je złagodzić. Na początek wszyscy budują tarcze antykryzysowe, które mają osłabić ból po pierwszym uderzeniu. Najważniejsze wydaje się jednak to, co może nastąpić później. Pandemiczny kryzys otwiera nas bowiem na coraz bardziej odważne pomysły gospodarcze. Hiszpańskie plany wprowadzenia bezwarunkowego dochodu podstawowego wcale nie wydają się w tym kontekście radykalnym pomysłem. Coraz wyraźniej widać, że ucieczka przed kryzysem może polegać na transformacji naszego ładu gospodarczego. Czy więc zamiast prostego powrotu do „normalności” można liczyć na jej redefinicję? A jeśli tak, to czy pojawi się szansa dla pomysłów takich, jak na przykład ekonomia cyrkularna? Z drugiej strony doświadczenie pandemii wcale nie musi zwiększyć naszego poczucia solidarności i współodpowiedzialności. Wręcz przeciwnie ­– straty spowodowane przez kryzys mogą zostać uznane za wystarczające uzasadnienie dla zawieszenia wszelkich przepisów wymuszających zrównoważone działanie. Zapomnimy o pozytywnej zmianie społecznej i na zasadzie „ratuj się kto może” będziemy dbać tylko o natychmiastową maksymalizację zysków w celu odrobienia strat. Na szczęście jest to tylko jeden z możliwych scenariuszy.

Nowy, lepszy świat?

Jeszcze inna rzeczywistość to taka, w której istniejące deficyty wymuszą podejmowanie współpracy na dużą, globalną skalę, zaś zahamowana konsumpcja przyczyni się do poszukiwania innego motoru napędowego całej gospodarki. Ludzie sami zaczną szukać sposobów na przedłużenie życia już posiadanych przedmiotów lub możliwości ich przetworzenia. Taka konieczność – nawet jeśli krótkotrwała – może na dekady zmienić naszą świadomość i nasze podejście do gospodarki. To, co niegdyś uznawaliśmy za śmieci, nagle stanie się cennym surowcem. Jeśli bliższy prawdzie będzie taki scenariusz, wówczas rzeczywiście będziemy mogli wykorzystać zjawisko wspomnianej ekonomii cyrkularnej. Jej podstawowa zasada jest prosta – chodzi o takie wydłużenie życia produktu, które z jednej strony pomoże w bardziej zrównoważonym gospodarowaniu planetą, a z drugiej – da szansę na zbudowanie dobrego biznesu. Źródłem zysku nie jest tu ciągła produkcja i sprzedaż nowych produktów. Zarabia się na przetwarzaniu, modernizacji i naprawach tego samego produktu lub pozostałych po nim odpadów.

Ciągła współzależność

Szkopuł w tym, że taki sposób prowadzenia biznesu zadziała tylko wtedy, gdy stworzy mu się odpowiednie warunki. Dobrze to obrazuje przykład Blue City z Rotterdamu. Ten były aquapark został w ciągu kilku lat zamieniony w lokalne centrum ekonomii cyrkularnej. Początki były skromne. Jeszcze trzy lata temu – gdy po raz pierwszy odwiedziłem to miejsce – była to przede wszystkim siedziba Rotterzwam, firmy przetwarzającej kawowe fusy na osiem różnych produktów. Z jej gościnności korzystało kilka eksperymentalnych przedsięwzięć prowadzonych w piwnicach (co, na tle polskich realiów, i tak było dosyć ekscytujące). O ile wszędzie można było hodować grzyby z kawowych fusów, o tyle tylko tam nie była to działalność hobbystyczna. Rotterzwam był i jest przede wszystkim dobrze prosperującym biznesem. Dzisiaj Blue City to żywy organizm, w którym odpady jednej z działających tu firm są źródłem produktu dla drugiej. Tutaj wszyscy mają wspólny cel – maksymalne ograniczenie ilości powstających śmieci. W praktyce działa to w bardzo prosty sposób – istniejąca tu restauracja gromadzi fusy po kawie. Te są wykorzystywane przez wspomniany już Rotterzwam do hodowli grzybów. Podczas ich wzrostu wydzielany jest dwutlenek węgla, który z kolei stanowi składnik procesu produkcyjnego spiruliny – sproszkowanych alg. Można je zjeść w restauracji, podobnie jak grzyby, które od czasu do czasu dodawane są do menu. Największym wyzwaniem ekonomii cyrkularnej jest stworzenie takiego systemu wzajemnych zależności na znacznie większą skalę. Bo wszystko ma tu znaczenie – sposób zaprojektowania telefonów komórkowych może uniemożliwić odzyskanie materiałów, z których zostały zbudowane. Niska jakość wyprodukowanej odzieży sprawi, że jej dalsze przetworzenie będzie zupełnie nieopłacalne. Potrzebny jest więc ktoś, kto będzie takim rotterdamskim Blue City na skalę kraju lub nawet kontynentu.

Być jak Blue City

Nie jest to niemożliwe – już dzisiaj poszczególne kraje lub ich związki (takie jak UE) tworzą szereg regulacji, które narzucają producentom określone wymagania. Często ta presja jest kluczowym argumentem dla biznesu. Widać to wyraźnie w przypadku projektu „PARK 20|20” zrealizowanego kilka lat temu nieopodal amsterdamskiego lotniska Schiphol. To kompleks kilku budynków biurowych, które wyróżnia sposób konstrukcji i podejścia do wykorzystanych materiałów. Każdy z budynków powstawał tak, by łatwo można było go rozłożyć (w całości bądź części). Przy okazji zastosowano wiele rozwiązań ograniczających konsumpcję zasobów i wpisujących się w ideę cyrkularną. Dzięki współpracy z Philipsem udało się tu zrealizować pomysł zakupu usługi światła, a nie na przykład samych świetlówek. To mała zmiana o gigantycznym znaczeniu. Leasing światła wymusza bowiem na producencie świetlówek większą troskę o żywotność produktów, które wytwarza. Zysk nie bierze się ze sprzedaży infrastruktury, ale z efektywności jej działania. Podobny mechanizm zastosowano przy okazji wyboru wind. Oczekiwania inwestora, czyli wysoka trwałość i możliwość ponownego wykorzystania kluczowych podzespołów wind wiązała się z wysoką ceną zakupu. Przy inwestycji realizowanej w standardowy sposób niewielu inwestorów zdecydowałoby się na taki produkt. Priorytetem byłoby zatem obniżenie ceny wyjściowej. Koszty obsługi i konserwacji ponosiłby pewnie zupełnie kto inny. Kontekst ekonomii cyrkularnej rozciąga jednak odpowiedzialność na cały okres życia danego produktu i każe spojrzeć zupełnie inaczej na rozkład kosztów związanych z jego użytkowaniem. Inwestorom „Parku 20|20” udało się porozumieć z producentem wind – w tym przypadku Mitsubishi – i stworzyć zupełnie nowy mechanizm ich finansowania, M-Use. Zamiast kupować windę, inwestor płaci za usługę transportową. Podstawowa kalkulacja opiera się na 3000 jazd windą na tydzień. Jednocześnie cały czas właścicielem wind pozostaje firma Mitshubishi, na której spoczywa odpowiedzialność za trwałość produktu. Co ważne, w momencie demontażu całego budynku można również łatwo wymontować windy i przenieść je do innej lokalizacji. Dlaczego jednak stojąca za tym projektem amerykańska firma Delta Development nigdzie indziej nie stworzyła tak zaawansowanego pod względem cyrkularnym projektu? Ponieważ tylko w tym miejscu lokalne władze postawiły takie wymagania. I tylko w tym miejscu istniała szersza świadomość wśród potencjalnych partnerów biznesowych, najemców i pracowników, które umożliwiła zbilansowanie budżetu tej inwestycji i stworzenie takich innowacyjnych rozwiązań, jak M-Use czy leasing światła.

Presja systemu

W Holandii zarówno presja, jak i system wsparcia i zachęt są budowane systemowo. Rotterdam ma swój program „Make it happen”. Amsterdam cztery lata temu stworzył miejską strategię dochodzenia do stanu zero waste. Ma się to wydarzyć już w 2050 roku, i dzieje się już teraz. Gdy zatem pojawia się taki człowiek jak Frank Alsema, który buduje swój dom ze „śmieci”, czyli używanych elementów zakupionych przez różnego rodzaju serwisy aukcyjne, nikt się temu nie dziwi. Co więcej, dom Franka Alsemy staje się powodem do dumy i jednym z przykładów podejścia całej społeczności Amsterdamu do zrównoważenia. Warto też zauważyć, że niecałe dwa kilometry dalej działa De Ceuvel, laboratorium miejskich innowacji cyrkularnych stworzone od podstaw ze „śmieci” i rzeczy, które nie mogły już pełnić swoich podstawowych funkcji. Stare barki rzeczne, które nie były już w stanie pływać, zostały tu przerobione na biura. Sam teren, na którym stoi De Ceuvel, również jest odpadem. Działająca tu wcześniej stocznia skaziła glebę. Ponowne zabudowanie terenu, na przykład osiedlem mieszkaniowym, nie wchodziło w grę. Władze miasta postanowiły więc wydzierżawić to miejsce grupie przedsiębiorców, artystów i aktywistów. Nie chodziło jednak tylko o sposób na pozbycie się bezużytecznego komercyjnie terenu. De Ceuvel to również rodzaj inwestycji. Amsterdam wspiera prototypowanie nowych rozwiązań i legitymizuje całe przedsięwzięcie swoim autorytetem.  

Systemy zmniejszania ryzyka

Jest wiele firm, które pracują nad rozwiązaniami przyszłości, bo widzą w tym świetny interes. W ekonomii cyrkularnej ważne jest tworzenie powiązań między nimi, budowanie zaufania dla nowych inicjatyw i szukanie alternatywnych rozwiązań tam, gdzie wciąż z powodzeniem stosuje się już znane metody. Po co Philips czy Mitsubishi miałyby brać na siebie koszty opracowania nowych rozwiązań i ich finansowania? Usługi takie jak leasing światła czy wind wiąże się z koniecznością znalezienia instytucji, która sfinansuje wysokie koszty początkowe i nie przestraszy się ryzyka związanego z eksperymentalnym charakterem tego typu rozwiązań. W konwencjonalnych inwestycjach ryzyko jest zdecydowanie niższe. I wciąż można na nich dobrze zarobić. Działania Amsterdamu czy Rotterdamu zmniejszają ryzyko inwestycji w nowe rozwiązania i stojące za nimi firmy. Dają wsparcie nie tylko w zdobywaniu zainteresowania i uwagi, lecz także legitymizowaniu sensowności proponowanych działań. I tworzą sieci współpracy, które potem ułatwiają przedłużanie życia różnego rodzaju przedmiotów. Z punktu widzenia Polski to wciąż brzmi jak opowieść z innej planety. Bo tutaj zbyt wiele było historycznie „niemożliwe”. Tak samo niemożliwe wydawało się przeniesienie wielu spraw, spotkań i działań w przestrzeń on-line, tymczasem udało się to zrobić z powodzeniem w ciągu kilku dni. Po prostu nagle znaleźliśmy się na innej planecie, gdzie trzeba było się przystosować. Może więc warto spróbować także z ekonomią cyrkularną i podobnymi jej pomysłami na ułożenie nowego ładu gospodarczego? Nowa planeta to nowe możliwości.

Artur Celiński – politolog, konsultant, komentator życia publicznego, miejski aktywista, ekspert w dziedzinie polityki kulturalnej i znaczenia kultury dla rozwoju miast. Promotor innowacji w zarządzaniu politykami publicznymi i wprowadzaniu narzędzi dialogu obywatelskiego. Twórca i szef zespołu projektu DNA Miasta. Zastępca redaktorki naczelnej Magazynu Miasta. Pomysłodawca i koordynator badania „DNA Miasta: Miejskie Polityki Kulturalne”. Współpracuje z Radiem TOK FM – obecnie jako współtwórca podcastów “Magazynu Miasta”. Kurator międzynarodowego projektu “Rozmowy zamiejscowe” prowadzonego przez Goethe-Institut. 

KOMENTUJ: