Co się stanie na polskim rynku pracy?

Co się stanie na polskim rynku pracy?

Kiedy na początku marca wymyśliłem temat tego tekstu, dominowała euforyczna atmosfera bezinteresownego wsparcia, współpracy i altruizmu wobec licznie przyjeżdżających Ukrainek i Ukraińców. Gdy go piszę kilka tygodni później, w mediach dominuje już opowieść o tysiącach wypalonych i przemęczonych wolontariuszy odpowiedzialnych za logistyczny kręgosłup, który udźwignął pierwsze trzy tygodnie uchodźctwa z Ukrainy. Już wiemy, że pomimo ofiarnej i wyczerpującej pracy wielu osób, które jeździły na granicę, przygotowywały jedzenie, organizowały zbiórki i łączyły uchodźców z osobami oferującymi nocleg, oddolny ruch złożony z nieformalnych grup zawiązywanych na Facebooku nie rozwiąże problemów o charakterze systemowym. Takie systemowe problemy będą wyznaczać realia polskiego rynku pracy na przestrzeni najbliższych miesięcy.

Jak migracje wpływają na rynek pracy?

Przed inwazją Rosji na Ukrainę Główny Urząd Statystyczny szacował, że w Polsce żyło prawie półtora miliona migrantów z Ukrainy. Bez względu na to, kiedy zakończy się wojna, prawdopodobnie pozostanie ich w Polsce znacznie więcej – część uchodźczyń nie będzie chciała wracać, część nie będzie miała gdzie, biorąc pod uwagę skalę zniszczeń cywilnych w Ukrainie. Za badania nad tym, w jaki sposób znaczne migracje wpływają na rynek pracy w ubiegłym roku tzw. Ekonomicznego Nobla dostał David Card. A konkretnie za badania nad naturalnymi eksperymentami w tym zakresie. W ekonomii, jak i w pozostałych naukach społecznych, nie mamy możliwości przeprowadzania tradycyjnych eksperymentów. Nie da się zaprojektować warunków laboratoryjnych, w których odizolujemy od siebie poszczególne czynniki i zobaczymy jak zmienna A wpłynie na zmienną B. Nie sposób zatrzymać świata w miejscu i zmienić w nim tylko jednej rzeczy. Z tego powodu na wagę złota są dla ekonomistów właśnie eksperymenty naturalne – czyli sytuacje, w których coś zbliżonego do naukowego eksperymentu oferuje nam rzeczywistość. Taką sytuacją, badaną przez Carda, była Mariel Boatlift – masowa migracja z Kuby na Florydę latem 1980 roku. 20 kwietnia 1980 roku Fidel Castro ogłosił, że każdy kto chce wyjechać z Kuby dostanie paszport i będzie mógł wyruszyć z portu Mariel do Stanów Zjednoczonych. Szacuje się że od maja do września do Miami przypłynęło 120 tysięcy migrantów, z których nieco ponad połowa pozostała w tym mieście na stałe. Liczba Kubańczyków w Miami wzrosła o 20 procent, a zasób siły roboczej powiększył się o 7 procent. Proporcjonalnie jeszcze bardziej wzrosła liczba pracowników niewykwalifikowanych, bo to oni stanowili znaczną większość Kubańskich migrantów. Zarówno Card w latach dziewięćdziesiątych, jak i późniejsi analitycy wskazywali jednoznacznie, że wpływ tych migracji na rynek pracy na Florydzie był znikomy. Bezrobocie nie wzrosło ani wśród Kubańczyków, ani innych grup na rynku pracy, nie spadły też płace niewykwalifikowanych pracowników, choć na to wskazywałyby podstawowe modele ekonomiczne. Miami było w stanie wchłonąć znaczną liczbę nowych pracowników w krótkim czasie dlatego, że nie była to pierwsza tego rodzaju migracja. Na przestrzeni pięciu dekad swoich rządów, Fidel Castro kilkukrotnie ogłaszał – w kontekście rozmaitych kryzysów politycznych – że każdy, komu nie podoba się życie na Kubie może swobodnie opuścić kraj (była to przy okazji skuteczna metoda zrywania ciągłości ruchów opozycyjnych). Od zakończenia rewolucji kubańskiej w 1959 roku miało miejsce kilka masowych migracji, podczas których dziesiątki tysięcy Kubańczyków uciekało do Stanów Zjednoczonych. Z tego powodu rynek pracy w Miami był „przyzwyczajony” do krótkotrwałych okresów znacznego wzrostu liczby pracowników i był w stanie dostosować się do takich zmian w 1980 roku. W elementarnych modelach ekonomicznych, rynek pracy jest przedstawiany w sposób podobny do wszystkich innych rynków, a praca traktowana jest jak towar. Rysuje się więc podaż pracy czyli ilość pracowników na rynku, i popyt na pracę czyli wakaty. W takich modelach jeżeli nagle znacznie wzrośnie podaż pracy, musi to spowodować spadek płac – tak jak stałoby się z ceną dowolnego towaru, którego nagle na rynku byłoby znacznie więcej. Po drugie, pojawiłoby się bezrobocie, bo prawdopodobnie podaż pracy przekraczałaby popyt – czyli liczbę wakatów i potencjalnych miejsc pracy, które jeszcze można wytworzyć w krótkim czasie. Praca nie jest jednak towarem i z tego powodu rządzi się innymi prawami. Po pierwsze, poziom płac jest pochodną nie tylko ruchów popytu i podaży, ale przede wszystkim siły przetargowej pracowników – a tę wyznacza na przykład jakość prawa pracy, poziom uzwiązkowienia czy gotowość do strajków. Po drugie, praca jest w stanie wytwarzać popyt na pracę – znaczy to tyle, że po otrzymaniu pensji pod koniec tygodnia czy miesiąca, pracownik wydaje ją na rynku, tworząc tym samym popyt na towary, którego przedtem nie było. Żeby temu popytowi sprostać, trzeba te towary wyprodukować, dystrybuować i zaoferować na sprzedaż – a w tym celu trzeba zatrudnić kolejne osoby. Takie były też wnioski ekonomistów, którzy badali Mariel Boatlift – pracownicy z Kuby najpierw wypełnili wakaty na rynku pracy w Miami, a następnie swoimi własnymi wydatkami tworzyli kolejne miejsca pracy. David Card, podsumowując swoje badania nad Mariel Boatlift, wskazywał na kilka podstawowych czynników, które umożliwiły firmom i pracownikom bezbolesne dostosowanie się do nowej sytuacji. Po pierwsze, specyficzna struktura przemysłu, przede wszystkim tekstylnego, który był w stanie w krótkim czasie wchłonąć znaczną liczbę pracowników niewykwalifikowanych. Ze względu na regularność migracji pracownicy niewykwalifikowani przechodzili na wyższe stanowiska, kiedy pojawiały się kolejne grupy niewykwalifikowanych migrantów, którym w ten sposób zwalniano wakaty. Po drugie, znaczna mniejszość hiszpańskojęzyczna na Florydzie, pozwoliła na względnie szybką i łatwą integrację z lokalnym rynkiem pracy. Po trzecie, w kolejnych latach po Mariel Boatlift zauważono spadek migracji wewnętrznych, z innych regionów kraju na Florydę. Można więc wnioskować, że nagła migracja z Kuby zastąpiła część migrantów, którzy pojawiliby się w Miami na przestrzeni kolejnych lat.

Polska czy Miami

Rynek pracy w Polsce ma się na tle ostatnich trzydziestu lat dobrze. W styczniu 2022 stopa bezrobocia rejestrowanego wynosiła 5,5 procenta – co jest jednym z najniższych poziomów w historii Polski. Z kolei bezrobocie mierzone metodologią Eurostatu wyniosło 2,8% – co było drugim najniższym wynikiem w Unii Europejskiej zaraz po Czechach. Płace w gospodarce przeciętnie rosną, nawet biorąc pod uwagę wysoką inflację ostatniego roku, stabilnie rośnie również płaca minimalna. Od kilku lat pracodawcy narzekają na brak rąk do pracy, choć należy nadmienić, że zwykle oznaczało to brak rąk do pracy za niskie oferowane wynagrodzenie. Analitycy gospodarczy również wskazywali, że w przemyśle rosnącym zagrożeniem może być problem niedoboru pracowników. Te niedobory przez ostatnie lata wypełniali migranci – OECD w 2020 roku szacowało że w Polsce pracowało 1,1 miliona tymczasowych migrantów zarobkowych spoza Unii Europejskiej i Europejskiego Obszaru Gospodarczego – co jest najwyższym wynikiem spośród krajów rozwiniętych. Znaczna część tych migrantów to właśnie Ukraińcy. Wszystko to daje nadzieje na to, że Polski rynek pracy będzie w stanie stworzyć dobre warunki i pracę dla Ukraińców, którzy uciekli i uciekną przed wojną. Nie ma jednak pewności, czy wszystko potoczy się tak jak w Miami czterdzieści lat wcześniej, bo jesteśmy dziś w zupełnie innym miejscu globalizacji. Ma to znaczenie, bo opisywany mechanizm pracy, która sama z siebie tworzy popyt, może działać sprawnie tak długo, jak długo mówimy o gospodarce względnie lokalnej. Jeżeli kupowane przez pracowników towary powstają na drugim końcu świata, a większość zysków trafia do międzynarodowych korporacji i jest transferowana do rajów podatkowych, to efekt ten może być znacznie mniejszy (a jego brakująca część może pojawić się gdzieś po przeciwnej stronie globu). Co robić? Jest kilka rozwiązań, które mógłby podjąć rząd, żeby zmniejszyć skalę negatywnych konsekwencji wojny dla polskiego rynku. Jedną z podstawowych obaw jest negatywny wpływ na płace. Po pierwsze, migranci częściej podejmują się prac, których Polki i Polacy wykonywać nie chcą. Po drugie, pracodawcy często płacą migrantom gorzej niż Polakom – bo mogą, bo siła przetargowa rodzimego pracownika jest zwykle wyższa niż  migranta. Jednym z rozwiązań, które mogłoby temu zapobiec jest wprowadzenie jawności płac – jeżeli pracownicy byliby w stanie w dowolnej chwili sprawdzić wynagrodzenie swoich kolegów w firmie i dowiedzieć się że na tym stanowisku ktoś inny zarabia kilkanaście procent więcej, taki proceder szybko by się skończył. Jawność płac i tak najprawdopodobniej będziemy musieli wprowadzić na przestrzeni najbliższych lat, ze względu na unijną dyrektywę, nad którą od zeszłego roku pracuje Rada Unii Europejskiej. Dyrektywa miała co prawda na celu walkę z nierównością płac kobiet i mężczyzn ale mogłaby mieć również bardzo korzystne skutki dla wyrównywania różnic w płacach migrantów i pracowników rodzimych. Drugą kwestią, o której w ostatnich miesiącach mówią politycy Lewicy, jest wzmocnienie i dofinansowanie Państwowej Inspekcji Pracy. Już w ostatnich tygodniach pojawiają się pierwsi pracodawcy-oszuści, wykorzystujący dramatyczną sytuację uchodźczyń. Należy spodziewać się fali zatrudniania na czarno, na minimalną, a reszta pod stołem, czy nielegalnego zatrudniania na umowach śmieciowych. Będzie to wielkie wyzwanie dla PIPu, polskich współpracowników i związków zawodowych. Bo związki zawodowe są trzecim i kluczowym elementem układanki, który mógłby w znacznym stopniu zadbać o sytuację na rynku pracy. To one wyznaczają poziom siły przetargowej pracowników, tworzą wspólny front pracowników polskich i migrantów, i walczą  najczęściej o równe i godne warunki pracy dla wszystkich. Silny ruch pracowniczy daje znacznie bardziej stabilny fundament do budowania dobrego rynku pracy niż same zmiany legislacyjne, które mogę szybko się zmienić kiedy akurat inna frakcja polityczna przejmie władzę i parlament.

Hubert Walczyński

KOMENTUJ: